czwartek, 25 sierpnia 2016

Rozdział IX- "Oszczędzajcie tylko moje nogi wy taniochy jedne!”.


    
    Trener główkował ze sztabem pół nocy i dzień przed meczem z Ukrainą zdecydował się posadzić na ławce rezerwowej zarówno Kubę jak i Piszcza.
Kuba musiał odpocząć po morderczych rajdach w ofensywie i zregenerować pobolewające kolano a Piszczu był zagrożony drugą żółtą kartką. W meczu nie mógł wystąpić obywatel Peszko, raz że ostatnie pijaństwo źle wpłynęło na jego wyniki, dwa podczas meczu z Niemcami ledwo wszedł i już zarobił drugą żółtą kartkę.
    Mecz z Ukraińcami nie układał się do końca tak jakby wszyscy tego chcieli. Trema spaliła kompletnie Piotrka Zielińskiego, który zastępował Kubę na prawym skrzydle. Thiago Cionek kompletnie gubił się na prawej obronie przez co Glik, Pazdek i Jędza mieli dwa razy więcej roboty. Pierwsza połowa była festiwalem pomyłek, poprzeczek i rajdów Ukraińców w stronę bramki strzeżonej przez Fabiana.
    Faken skakał przy linii bocznej wymachując rękami jak naziemny kontroler ruchu lotniczego. Nie pomagały sugestie Tomka Iwana, żeby usiadł i ochłonął. Nawałka łypnął tylko na niego znad szkieł okularów a dyrektor sportowy zamilkł momentalnie. W przerwie w szatni poleciały wiązanki kurw(kurwa-królowa polskiego boiska), najwięcej krzyczał trener, ale kolegów nie oszczędzał również Wasyl,który na ławce obgryzł już doszczętnie paznokcie.
    - Kurwa, panowie czy my tutaj przyjechaliśmy przegrać z Ukraińcami? To może od razu, kurwa, sprzedamy walkowera? - zapytał Wasyl a jego twarz zdradzała wielkie napięcie.
    - Faken, chłopaki macie ruszyć tyłki! - gotował się Nawałka. - A ty, faken, Zieliński nie wychodzisz na drugą połowę. Kuba, faken, szykuj się!
Zielony spuścił wzrok, czując że to nie jest jego najlepszy dzień a Kuba słysząc rozkaz trenera od razu się rozjaśnił. Nie cieszył się że młody, jak miał w zwyczaju nazywać Zielińskiego, nie pokazał dzisiaj nic na boisku, ale w głębi siebie czuł że coś się dzisiaj wydarzy.
Borek i Hajto z wysokości stanowiska komentatorskiego, gdy tylko ujrzeli Kubę, odetchnęli z ulgą.
    - Jest Kuba, będzie dobrze. - rzekła Agata na trybunach. - Widzę po sposobie jego biegania, że bramka się zbliża.
    - Oby. - Lena spojrzała na zawodnika z numerem "16", który ustawiał się w polu karnym widząc Arka Milika podchodzącego do rożnego.
Milik nie zdecydował się na uderzenie pod bramkę rywali, zamiast tego wycofał piłkę do stojącego po lewej stronie Bartka Kapustki, szybko się przemieścił i na wysokości szesnastki odebrał ją z powrotem. Widząc Kubę na czystej pozycji, zdecydował się na podanie mu piłki. Błaszczu przyjął futbolówkę prawą nogą i oszukując obrońcę Ukraińców przeholował ją parę kroków w lewo, następnie przerzucił na lewą nogę i huknął z całej siły w prawy róg bramki.
    Golkiper Ukraińców nie miał najmniejszych szans, mógł tylko wyciągnąć piłkę z drgającej siatki. Polska część stadionu eksplodowała, Kuba wystrzelił w rajdzie po boisku, podbiegł do niego uradowany Piszczu, zaraz za nim reszta drużyny. Faken, złapał się za głowę i nie mógł uwierzyć w swoją intuicję.
Agata utonęła w objęciach Leny, łkając z radości a Zośka skakała razem z Oliwią- starszą córką Błaszczykowskich.
    W samolocie po meczu rozpoczęła się imprezka, Kapustka wyciągnął z plecaka głośniczek usb a siedzący obok niego Grosik odpalił iphone'a.
    - Przez twego gola, Kubulku, kochany oszaaaaalałem!- zawył Kamil. - Gwiazdy chyba twym nogom dodały astralny blaaaaask! A ja serce miłości spragnione ci oddaaaałem! Tak załaduj Szwajcarom piłeczkę jeszcze raz!
Oczy Kuby zaszkliły się ze wzruszenia.
    - Dzięki, Kamil!
    - Jak romantycznie. - zakpił Lewy. - Jeszcze mu pomnik postaw.
Fabian, siedzący za Lewym wychylił głowę do przodu niczym żyrafa.
    - Zazdrościsz Christia...tzn Robercie?- zapytał złośliwie.
Lewy słysząc, że Łukasz chce reszcie coś powiedzieć, czym prędzej zmienił front.
     - Nie, jestem bardzo z Kuby dumny. Jako kapitan i jako kolega! - odpowiedział dyplomatycznie i zupełnie nieszczerze.
    - No, doceniamy to, Bobby. - Fabian poklepał Lewego po głowie i wrócił na swoje miejsce.
Czas do następnego meczu upłynął spiskowcom na rozkminach co by tu zrobić, skoro nawet tłumaczenia Leny nie pomogły im ogarnąć o co chodzi Zośce. Dodatkowo sytuację komplikował fakt, że Celia ciągnęła się za Grzesiem jak smród za wojskiem, uporczywie włażąc mu w oczy, świecąc dekoltem i kręcąc zadkiem, co doprowadzało Zośkę do szału. Była permanentnie wkurzona, do tego stopnia, że zaczęła przychodzić na siłownię i wyżywać się na worku bokserskim.
    - Nie wiedziałem, że specjaliści od robali tak dobrze walczą - skomentował raz Wasyl, stając obok worka. - Damski Rocky z ciebie!
Zośka potraktowała worek niskim kopnięciem i poprawiła serią uderzeń pięściami.
    - Odsuniesz się, czy mam ci przyładować? - zapytała zimno.
Marcin przesunął się przezornie w bok, Nawałkówna bowiem wyglądała, jakby wcale nie żartowała.
    - Nie chcę wam się wtrącać w prywatne sprawy - rzekł dyplomatycznie. - Ale dlaczego właściwie jesteś taka wściekła na Krychę?
    - A co cię to właściwie obchodzi? - Zośka wściekle zaatakowała worek.
    - Krycha to mój przyjaciel - odparł Wasyl. - A ja nie lubię, gdy moi przyjaciele cierpią.
Zośka chwilowo przestała znęcać się nad niewinnym workiem.
    - Grzesiek cierpi? - zapytała rzeczowo.
    - Bardzo - poinformował Marcin. - Jemu naprawdę na tobie zależy.
    - To czemu tej zarazy nie pogoni? - Zośka łypnęła okiem w kierunku okna siłki, za którym opalała się Celia w skąpym bikini, upozowana tak, by mieć Grzesia na oku. - Ona wszędzie za nim łazi, a on nic!
    - Jeszcze nie zauważyłaś, że Grzechu jest dżentelmenem? - zdziwił się Wasyl, tylko odrobinę fałszywie. - To nie jest byle łajza, on nie potrafi wylecieć z ryjem na kobietę.
    - Ale nazwać mnie swoją dziewczyną, bez pytania mnie o zdanie to potrafił! - lewa noga Zośki strzeliła w półobrocie i kopnęła worek z hukiem.
Wasyl westchnął. Wiele razy w swoim życiu żałował, że kobiety nie przychodzą na świat z załączoną instrukcją obsługi, w tym momencie również.
    - No bo mu na tobie zależy! - rzekł nieco bezradnie. - Chciał to podkreślić! Nie miał nic złego na myśli!
Zośka mruknęła coś niewyraźnie.
    - Co proszę? - Wasyl nie dosłyszał.
    - Znalazł się, cholera, amorek! - powtórzyła Zośka głośno. - Jeszcze se skrzydełka przyczep!
Marcin łypnął okiem w pobliskie lustro. Dojrzał w nim potężną, barczystą sylwetkę, mnóstwo tatuaży i brodatą gębę zbója Madeja. Nie, stanowczo nie wyglądał jak amorek.
    - Mogę takie różowe, migoczące, od kostiumu wróżki mojej Zuzi - zgodził się uprzejmie. - Jeśli bez tego się nie obejdzie.
Zośka spojrzała na niego, jakby usiłowała go sobie wyobrazić z różowymi skrzydełkami u ramion, po czym wybuchła homeryckim śmiechem.
    - Może lepiej nie - wyłkała, ocierając oczy. - No dobra, może trochę przesadzam z tym Grzesiem, ale nic na to nie poradzę.
     - To ja mam taką propozycję - zasugerował Marcin. - Postaram się z chłopakami rozwiązać problem Celii, ale resztę musicie ogarnąć sobie sami. Zgoda?
    - Zgoda, ale nie oczekuj, że zaraz padnę Grześkowi w objęcia - odparła Zośka. - Muszę sobie poukładać parę rzeczy.
    - No to umowa stoi - Marcin wyciągnął prawicę, a drobna dłoń Zośki utonęła w jego wielkiej łapie.

    Po tej rozmowie Wasyl mógł z nieco większym spokojem oczekiwać na jedną ósmą finału ze Szwajcarią. Mecz był cholernie dramatyczny i kosztował całą ekipę mnóstwo nerwów. Najpierw, w trzydziestej dziewiątej minucie, Kuba Błaszczykowski strzelił gola, co wywołało atak dzikiej radości tak na trybunach, jak i w zespole. Agata płakała ze szczęścia, nie bacząc, że rozmazuje się jej makijaż, bo czymże są, ostatecznie, strugi z maskary, gdy ukochany mężczyzna zdobywa gola w tak ważnym meczu. Zośka i Lena darły się do zachrypnięcia, natomiast na polskiej ławce panował szał.     Nawałka biegał i machał rękami, jakby usiłował odfrunąć, Wasyl zerwał się, przerzucił sobie przez ramię Peszkina i zakręcił się w radosnym piruecie, reszta ławki zaś wydawała różnorodne dźwięki, tuląc się wzajem, klepiąc po łopatkach, podskakując i tańcząc.
    Minuty biegły, a wynik się nie zmieniał. Wydawało się, że jesteśmy już jedną nogą w ćwierćfinale, trener popychał spojrzeniem wskazówki zegara, reszta ławki niemal przestała oddychać, odliczając minuty. Osiemdziesiąta, osiemdziesiąta pierwsza, osiemdziesiąta druga...
    - KURWAAAAA! - ryknął Wasyl, prosto w ucho Peszkina. Sławek z wrażenia zleciał ze swojego siedziska, tymczasem w bramce Polaków trzepotała piłka, po golu Xherdana Shaqiriego.
Wyświetlacz prezentował wynik 1:1.
Stało się, nastąpiła dogrywka.
    - Panie trenerze, niech pan mnie wpuści na boisko! - jęknął Peszko. - Ja tu nie wytrzymam z Wasylem, jemu odbija!
Każda para świeżych nóg mogła się przydać, Nawałka zatem westchnął i skomenderował.
    - Idź no się rozgrzewać, Sławek. Wasyl, co ty wyprawiasz?
    - Ja? - zdziwił się Marcin, z miną niewiniątka. - Kompletnie konkretnie nic, panie trenerze!
Dogrywka nie wyjaśniła niczego, zatem przystąpiono do konkursu rzutów karnych. Obie ekipy skupiły się na murawie. Wasyl, nie mogąc wytrzymać napięcia targał się na przemian za czuprynę i za brodę.
    No i stało się. Polacy oddali pięć bezbłędnych strzałów, tymczasem jeden ze Szwajcarów sromotnie spudłował. Nadeszła historyczna chwila, byliśmy w ćwierćfinale!
    Z okazji awansu do ćwierćfinału następny dzień był wolny od pracy. Nie licząc obowiązkowej godzinki na siłowni nasi reprezentanci mogli się zregenerować. Mecz Chorwatów z Portugalią z soboty wieczór wyłonił zwycięzcę. Nieoczekiwanie była nim drużyna z Cristiano Ronaldo na czele z czego Polacy cieszyli się dokładnie tak samo jak Portugalczycy.
Kuba dostał enigmatycznego smsa : „Oszczędzajcie tylko moje nogi wy taniochy jedne!”.
    - Taniochy? Któremu się nudzi?- pokazał wiadomość chłopakom przy stoliku.
Fabian zauważył dwa byki ortograficzne w angielskim.
    - Który u nas słabo po angielsku pisze? Peszkin? – zapytał golkiper.
    - Peszkin?- zarechotał Boruc. – On wcale po angielsku nie pisze. Raz jak mi składał życzenia to nie wiedziałem w jakim to było języku.
    - Może to ktoś z Portugalii?-zauważył Grosik. – Który to się nas tak boi? Quaresma? Nani?
    - Jedyny, kto przychodzi mi do głowy to Ronaldo. – zachichotał Kuba.
    - I słusznie podobno po tych dwumeczach z Realem, już nigdy nie chciał trafić na ciebie i Piszcza.     - Krychowiak posmarował sobie kurasanta dżemem z pomarańczy.
    - Chyba mnie. – wtrącił się Lewy. – Ostatecznie to ja strzeliłem Casillasowi cztery gole.
    - Casillasowi?- zabulgotał Piszczu z resztkami jajecznicy w ustach. – Przecież on miał wtedy złamaną rękę.
    - A faktycznie. – potwierdził Kuba.
    - Guzik tam wiecie. – parsknął Lewy, ale momentalnie spojrzał w łagodne oczy Fabiana. Ten zaś nie musiał się nawet odzywać, żeby kapitan skorygował swoją wypowiedź. – A faktycznie, zwracam wam honor!
    - Pax panowie chrześcijany. – do rozmowy wtrącił się Wasyl tonem co najmniej patriarchalnym.- Nie ważne kto to, ważne że się boi.
    - Amen. – zakończył Peszkin. – A teraz powiedzieć mi, kto zeżarł mojego kurasanta?

    Zośka postanowiła w ciągu dnia unikać Krychy i wyjaśnić mu wszystko wieczorem. Cały dzień  zajęło jej przebrnięcie przez jeden z rozdziałów swojej pracy doktoranckiej, której końca nie było widać. Jako, że kolacja miała być o dwudziestej pierwszej, bratanica Nawałki postanowiła przejść się wzdłuż plaży i pomyśleć. Wymknąwszy się z hotelu odnalazła kamienną drużkę pomiędzy różowymi i białymi oleandrami prowadzącą wprost na plażę. O tej porze plażowiczów już dawno nie było, nawet wszędobylskie mewy odfrunęły na nocleg. Atlantyk tego dnia był z lekka niespokojny, na mostku ratowników zawisła czerwona flaga- informująca o zakazie wchodzenia do wody.  Zośka ściągnęła sandały i z nimi w dłoniach udała się na spacer wzdłuż plaży, wzburzony ocean raz po raz wtłaczał na piach morskie bałwany. Morska woda przyjemnie chłodziła stopy dziewczyny, zapadające się w mokrym i miękkim piachu. Słońce powoli chowało się za widnokręgiem, kładąc na tafli oceanu złocisto-czerwone refleksy. Obrazek jak z pocztówki wakacyjnej. Nawałkówna żałowała że nie zabrała ze sobą aparatu, takie chwile były warte uwiecznienia a ona oprócz owadów uwielbiała także fotografię.
    Zamyślona nie zauważyła skradającej się od strony hotelu ex dziewczyny, Krychy, Celii.
Francuzka człapała przez piach w dziesięciocentymetrowych espadrylach, na sobie miała zwiewną sukienkę odsłaniającą pośladki gdy tylko się nachyliła. Włosy imały się niekorzystnym, morskim warunkom i cały czas były perfekcyjnie ułożone i rozpuszczone. Dogoniwszy Zośkę, Celia złapała ją za poły koronkowego bezrękawnika.
    - Ty! Zatrzymaj się!- pisnęła po francusku. – Musimy coś sobie wyjaśnić.
Zośka odwróciła się patrząc na byłą dziewczynę Krychy. Spojrzała w ciemne oczy panny Januat, jej długie rzęsy którymi trzepotała na widok Grześka jak napalona nastolatka. Ściśnięty biust nasmarowany samoopalaczem z drobinkami złota miała niemal pod brodą. Była prawdziwą seksbombą, za którą wodzili oczami mężczyźni w każdym wieku.
     - Czego chcesz?!- zapytała Zośka.
    - Grzegorza! – odpowiedziała wprost. – Chcę go mieć z powrotem dla siebie.
Zośka popatrzyła na wypozowaną Celię i wybuchła niepohamowanym śmiechem. Do oczu napłynęły jej łzy, zupełnie rozmazując maskarę, pomimo tego że była wodoodporna.
    - Przepraszam, ale czy ty jesteś normalna?- zapytała nadal się śmiejąc.
    - Czym cię tak rozbawiłam?- ciemne oczy Francuzki zwężyły się w szparki. – Masz się odczepić od Grześka. Tylko na siebie spójrz! Kim ty jesteś? Od rana zajmujesz się robalami nie pasujesz do luksusowego życia dziewczyny piłkarza. Co to za szmaty masz na sobie?- słowa Celii cięły jak brzytwa.
Zośka nie była jednak istotą strachliwą i słowa Celii nie miały dla niej żadnego znaczenia.
    - Słuchaj, ty wytapetowana, złośliwa i głupia lampucero! Kim ty jesteś żeby tak się do mnie zwracać?! Będę się spotykała z Grześkiem czy tego chcesz czy nie chcesz! Guzik mnie obchodzi czy pasuję do luksusów czy nie pasuję. Myślałby kto, że ty urodziłaś się córką oligarchy.
    - Ja jestem piękna!
    - A ja jestem mądra. – odcięła się Zośka. – I mam czarny pas taekwondo, jeśli nie zamkniesz tej głupiej jadaczki to pogadamy inaczej.
    - Jesteś chora psychicznie! – Celia odsunęła się od Zośki jakby ta była trędowata.
    - Uważaj. – syknęła Nawałkówna. - powiedziawszy to zawróciła i ruszyła do hotelu. Ciśnienie buzowało w niej jak bąbelki w szampanie.
    Co tam paskudna pluskwa wymyśliła? Fakt. Zośka do fashionistek nie należała a ciuchy kupowała rzadko, najczęściej na zakupy ciągnęła ją Lena albo ciotka Kaśka. Ale bez przesady nie wyglądała jak babochłop, chadzała do kosmetyczki i miała zadbane włosy i paznokcie.
    Rozmyślając nad pyskówką z Celią ,nie zauważyła idącego z naprzeciwka Krychy i wpadła w niego, z impetem odbijając się od muskularnej klaty. Gdyby nie refleks pomocnika padłaby na posadzkę nakrywając się nogami.
    - Zosia, wszystko w porządku?- Grześ trzymał ją delikatnie za ramiona a jego ciemnoszare oczy zajrzały w jej błękitne.
Gdyby Zośka była omdlewającą firaną zapewne teraz zwisałaby z jego ramion, ale niestety należała do grona bab z mentalnymi jajami i nie miała w zwyczaju mdleć.
    - W porządku. – odpowiedziała zdenerwowana. – Ale musimy porozmawiać.
    - Dla ciebie wszystko - rzekł namiętnie Grzegorz, przeginając ją w tył jak Rhett Butler Scarlett O'Harę.
    - Wolałabym - zauważyła Zośka - rozmawiać w pozycji pionowej. Przynajmniej z grubsza.
    - Och, oczywiście - stropił się Grześ, wypuszczając ją z objęć.
    Tymczasem na plaży, hen za ich plecami, nagła fala rozbiła się o brzeg, oblewając Celię morską wodą i niszcząc jej kunsztownie ułożoną koafiurę.
    - Sacrebleu! - wrzasnęła Celia, po czym dorzuciła przekleństwo, którego nauczyła się od byłego. - Kuhhhhwa mać!
    Tymczasem Grzegorz i Zośka usiedli sobie na ławeczce pod oleandrem, obok którego ustawiono palmę w donicy, by kontynuować rozmowę.
    - No więc o czym chciałaś rozmawiać? - zapytał Grześ, zdenerwowany niczym w czasach szkolnych przed klasówką z fizyki.
    - O nas, Grzesiu, o nas - odparła Zośka. - Bo widzisz...
    - Tak? - Krycha czuł, że pocą mu się dłonie, a fryzura mięknie.
    - Ja chyba trochę przegięłam - wyznała Zośka. - Odrobinę mnie poniosło.
    - Troszeczkę - Grześ wyszczerzył lśniące, białe zęby w szerokim uśmiechu.
Zośka zmarszczyła brew i uśmiech natychmiast znikł z jego twarzy.
    - Widzisz - brnęła. - Zależy mi na tobie. Nawet bardzo.
Krychowiak nie powiedział nic, za to zapłonął takim wewnętrznym blaskiem,że gdyby ustawić go na brzegu morza, mógłby robić za latarnię morską.
    - I nie mam nic przeciwko byciu twoją dziewczyną - kontynuowała Nawałkówna. - Ale do cholery to ja powinnam o tym zadecydować!
    - Tak, wiem - rzekł smętnie Grześ. - Wasyl i Błaszczu mi to tłumaczyli... I Fabian...
Zośka poczuła chęć ufundowania wymienionym bukietu kwiatów. Albo lepiej, bukietu piw.
    - No to już rozumiesz - rzekła.
    - To ten... - Grzegorz odchrząknął. - Zechcesz zostać moją dziewczyną?
    - Zechcę - odparła Zośka.
    Chwilę później Wasyl meandrował między oleandrami, szukając zacisznego miejsca, by pogadać przez telefon z własnymi dziećmi, których, tak się złożyło, we Francji nie było. Ominął kępę różowych, za którą, jak wiedział, stała całkiem miła ławeczka, trafił twarzą w palmowe liście, po czym, oślepiony, niemal wlazł na parę, wspartą o palmową donicę. Rozpoznawszy w całujących się namiętnie zakochanych Grzesia i Zośkę, czym prędzej zdusił cisnące mu się na usta przekleństwo i wycofał się stamtąd na paluszkach.

____________________________________________________________________
Witajcie!
Po miesięcznej przerwie zapraszamy Was na dziewiątkę. 
                                                             Życzymy miłego czytania Fiolka&Martina :)