poniedziałek, 27 czerwca 2016
Rozdział V- Będziemy musieli wbić atropinkę w ciało jamiste Arcziego
Grzesiu, zgodnie z zaleceniem przyjaciół i Zośki, udał się do psychologa, któremu zwierzył się ze stresu wywołanego odejściem Celii, jednakże ukrywając skrzętnie swoją niedoszłą próbę samobójczą. Psycholog przejął się tematem, przystąpił do energicznej terapii i z pomocą chłopaków z drużyny, a przede wszystkim bratanicy trenera, postawił Krychę na nogi w rekordowym czasie. Przejęta bowiem niedolą Grzegorza Zośka została jego najlepszą kumpelką, służącą zawsze radą, rozmową i wsparciem. Rozmiary kumpelskości w tym układzie niepokoiły trochę dwóch konspiratorów.
- Ty, ja tego nie czaję - rzekł pewnego wieczoru Wasyl, w trakcie rozgrywanej z Kubą partyjki bilarda. - Teraz tacy kumple, płeć dla nich nie istnieje, a na początku zgrupowania Grzechu mi w rękaw płakał, że mu do niej stanął, a on myślał, że to facet.
Przygotowujący się do strzału Kuba najpierw zarył kijem w stół, potem zaś zarżał radośnie.
- Poważnie? - zapytał, ubawiony.
- Poważnie - odparł stoper. - Kubulku, my ich musimy jakoś zromantyzować!
Błaszczu westchnął.
- Wasylku, jak? - odparł. - Z nas obu tacy romantycy i uwodziciele jak z Grosika Miss Euro.
Marcin chciał zaprotestować, ale przed oczyma stanęły mu jego własne wtopy w tej dziedzinie, potem zaś przypomniał sobie jak to Kuba, uraczony przez żonę romantyczną kolacją przy świecach, zażądał zapalenia światła, bo nie widzi co je. Zasępił się zatem i zamyślił głęboko.
- No to co robimy? - zapytał. - Bo jakoś trzeba go uodpornić na Celię. Klin klinem.
- W składziku mamy ich zatrzasnąć? - mruknął Kuba.
- Nie byłby to najgorszy pomysł - odmruknął Wasyl. - Ale cała ekipa się zaraz zleci i będą sobie robić heheszki pod drzwiami.
- No właśnie - Kuba wpyknął kilka kul do łuz. - Potrzebujemy porady fachowca.
- Do kogo by tu najlepiej... - zadumał się Marcin.
Następnego dnia wciąż nie potrafili się zdecydować, kto owym fachowcem powinien zostać, a na naradę czasu nie było, bo przecież trenowali.
Po południu odbył się trening otwarty, z udziałem kibiców. Zagrali minigierkę, Pazdan oślepiał łysiną, Krycha zaś brylował w środku pola i Marcin miał nadzieję, że to brylowanie ma chociaż odrobinę związku z obecnością na trybunach Zośki. Jak natchniony grał również Piszczu, a bystrym oczom jego rozspiskowanych przyjaciół nie uszedł fakt, że Łukasz od czasu do czasu rzucał oczkiem w kierunku złocącej się w słońcu głowy Leny.
Po treningu nadszedł czas na autografy i zdjęcia z fanami. Kuba jak zwykle wykazywał się anielską cierpliwością, podpisując wszystkie wyciągnięte w jego stronę karteluszki i pozując do niezliczonych fotek. Składał właśnie kolejny podpis, w notesiku jakiejś dziewczynki, gdy podeszła do niego szatynka, odziana w reprezentacyjną koszulkę i nader obcisłe spodnie w kolorze różowym. Spodnie owe posiadały cechę szczególną, mianowicie suwak, ciągnący się od samego pasa, przez krocze, pośladki, aż do pleców.
- Czy mogę zrobić sobie z tobą zdjęcie?- zapytała patrząc w stronę pomocnika uwodzicielsko.
Kuba spojrzał na nią zdziwiony.
- Ze mną?- zapytał zbaraniały.
Brunetka ułożyła napompowane kolagenem usta w ciup, wyglądając przy tym jak karp.
- Oczywiście że z tobą kochany!- odrzekła zniżając uwodzicielsko głos.
- Proszę. - rzekł uprzejmie Kuba, na co kobieta przysunęła się do niego wciskając swoje krągłości w jego bok. Jej dłoń zjechała mu na tyłek bezczelnie go macając. Skonfundowany Błaszczykowski szybko się odsunął, podziękował i zwyczajnie uciekł.
- Do zobaczenia w Nicei!- posłała mu buziaka w powietrzu.
Będący wszędzie Wiśnia skrzętnie nagrał całe zajście ciesząc się w duchu z takiego materiału.
Ostatecznie nagranie nie zostało wyemitowane a kadra wyleciała do Nicei by tam nad słynnym Lazurowym Wybrzeżu rozegrać swój pierwszy mecz.
Polscy kibice w kraju i na świecie a także ci będący na Stade de Nice wstrzymywali oddechy w oczekiwaniu. Okazji do gola było kilka, ale jeśli ktoś myślał że Północni Irysi będą łatwym przeciwnikiem ten srogo się zawiódł.
Wasyl siedzący na ławce rezerwowych koło Fabiana i Kuby Wawrzyniaka prawie rozwalił krzesełko. Miotał się przeklinał i byłby wleciał na boisko, gdyby nie piorunujący wzrok Fakena.
Nawałka ostoja spokoju wierzył w chłopaków i gdy w 52 minucie po pięknym podaniu Kuby - Arek Milik władował piłkę do siatki, cała Nicea eksplodowała.
Eksplodowały również wszystkie okoliczne bary a także wszystkie te gdzie przebywali Polacy.
Ostatecznie na golu Arka się skończyło i Polska wygrała zaliczyła pierwsze zwycięstwo.
Następnego dnia wszyscy obudzili się w dobrych nastrojach tym bardziej że sztab zarządził dzień wolny.
Piszczu był w szampańskim humorze szykując się na spacer nad brzegiem Atlantyku z Leną.
- O jakże mi serduszko drży...jak słabo, słabo, słabo miiii...- zaśpiewał rzewnie.
Nie słyszał jednak, że w pogotowiu za drzwiami stał Wiśnia lekko je uchylając a oko jego kamery uchwyciło Piszcza układającego falę przed lustrem.
- I widać nasi reprezentanci w humorach, miłość ich niesie. - powiedział konspiracyjnie i wycofał się zanim Piszczu zdążył go zauważyć.
Tymczasem Lena Nawałka przebrana w zwiewną sukienkę i sandały zmierzała do hotelowego lobby, gdzie umówiła się z Łukaszem.
Zadowolona z tego że ojciec nic nie wie o znajomości jej i obrońcy myślała o dniu jaki spędzi z Piszczkiem.
Tymczasem przechodząc obok jednego z pokojów doszło ją wołanie zza uchylonych drzwi.
- Pomocy! - syknął ktoś z bólem w głosie. - Wejdź tu i zamknij drzwi. - odezwało się.
Lena weszła do środka a widok jaki ujrzała wmurował ją w podłogę.
Jej niedawny "uwodziciel" leżał na kanapie za kobietą w dość jednoznacznej pozie, tym bardziej że oboje nie mieli na sobie dolnych ubrań.
- Jaja sobie robisz?!- zapytała wkurzona Lena gdy odblokowało jej mowę.
- Nie! -ryknął Artur Boruc. - Wezwij doktorka tylko nic nikomu nie mów!
Kobieta przed Borucem skrzywiła się niemiłosiernie.
- Co potrzebujecie kogoś do trójkąta?- zakpiła Nawałkówna.
- Kobieto zakleszczyliśmy się! - wysapał Arczi. - Nie mogę z niej wyjść!
- O kurwa...- wyrwało się zazwyczaj kulturalnej Lenie. - Poczekajcie zaraz wracam.
Czym prędzej odnalazła doktora Jaroszewskiego w żołnierskich słowach wyjaśniając mu o co chodzi.
- Pukał pokojówkę?- zapytał ubawiony lekarz. - A no tak jego małżonka została z Anką - Lewego w Nicei.
- Może rozładowuje napięcie?- zapytała złośliwie Lena.
- Zapewne! - zarechotał Jaroszewski.
Na miejscu lekarz nie mógł powstrzymać się od złośliwości i po krótce wyjaśnił co musi zrobić.
Lena zakryła parkę prześcieradłem nie chcąc na to wszystko patrzeć.
- Podamy atropinę i kobitce się rozluźnią mięśnie. - powiedział ubawiony lekarz. - Powiesz jej to?
- Nie śmiej się! - zawył Boruc.
Francuzka zaczęła tłumaczyć że jest uczulona i absolutnie mo można jej kłóć.
- Co teraz?- zapytała córka Fakena.
- Będziemy musieli wbić atropinkę w ciało jamiste Arcziego. - wyzłośliwił się doktorek.
- W co?! - jęknął Boruc.
- W prącie, Arturku. W prącie! - rzekł Jaroszewski a płyn na końcu igły zalśnił niczym diament.
Artur wypuścił z siebie na jednym, długim wydechu imponującą serię bluzgów, z których żaden się nie powtarzał.
- Niezła wiązanka- rzekł z podziwem doktor, unosząc prześcieradło. - To nie będzie bolało...
- JAPIERDOOOOOOOOOOOOOOOLĘĘĘĘĘĘ! - gromki ryk wstrząsnął hotelem w posadach.
Niezawodny Wiśnia zmaterializował się jakąś chwilę później na progu pokoju Artura.
- Coś się stało? - zapytał przez zamknięte drzwi.
Boruc, purpurowy na twarzy, wyjrzał na korytarz.
- Nic takiego, wrzuciłem sobie telefon do kibla - wyjaśnił.
Wiśnia nie uwierzył, ale coś w spojrzeniu bramkarza mówiło mu, że lepiej nie drążyć tematu.
Ledwie Artur wrócił do pokoju ubrana już Francuzka wyrzuciła z siebie fontannę słów w ojczystym języku.
- Ona chce, żebyś jej zapłacił odszkodowanie - przetłumaczyła Lena, chichocząc. - Mówi, że jak nie zapłacisz, to powie wszystkim brukowcom, że byłeś kiepski w łóżku. I że ci nie staje.
Artur niemal zgranatowiał ze złości.
- Doktorku... - jęknął bezradnie.
- Arczi, ja tu jestem od przypadłości cielesnych, a nie prawnych - rzekł nie mniej ubawiony Jaroszewski. - Jako lekarz mogę ci jedynie poradzić, żebyś uważał gdzie wtykasz. No, na mnie już pora...
Z tymi słowy wyszedł.
Pokojówka chwyciła ze stołu przy kanapie kartkę i długopis, wypisała długaśny ciąg cyfr i wręczyła Borucowi, okraszając to kolejną długą wypowiedzią.
- To jest numer jej konta - tłumaczyła Lena. - Masz czas do końca tygodnia. bo jak nie to cały świat dowie się, że masz małego i nieprzydatnego.
- Powiedz jej, że zapłacę... - odparł ponuro Artur. - I niech już stąd spierdala. Siurek mnie boli.
- To ostatnie też mam przetłumaczyć? - zapytała niewinnie Lena.
Boruc spojrzał na nią wzrokiem zdecydowanie żałosnym.
Zakończywszy swój udział w żałosnym Borucgate, Nawałkówna pobiegła do hotelowego hallu, gdzie już czekał Łukasz.
- Przepraszam za spóźnienie - rzekła Lena, podchodząc do niego.
- Nic się nie stało - rzekł Piszczu z szerokim uśmiechem. - A właściwie to co się stało?
Uświadomił sobie co powiedział i oboje prychnęli śmiechem.
- To długa historia - odparła Lena. - Opowiem ci po drodze.
Piszczu słysząc o zakleszczeniu się Boruca z pokojówką i wbiciu igły w jego "ciało jamiste" nie mógł powstrzymać się od śmiechu.
Śmiał się tak głośno i długo, że wszystkie okoliczne mewy odfrunęły z przeraźliwym wrzaskiem a spacerowicze spoglądali na niego ze zdziwieniem.
Córka Nawałki i obrońca spacerowali tak wzdłuż wyludniającej się plaży do późnych godzin wieczornych. Jako że mieli zjeść kolację dopiero po 21 wcale się nie spieszyli.
Tymczasem zza krzaków oddzielających deptak od plaży wytoczyło się dwóch podchmielonych typków.
- O! Francois!- rzekł jeden z nich. - To ten obrońca z Polski Piszszczczek!
- Z dupą! - dodał drugi po francusku.
- Co oni bredzą?- zapytał Łukasz.
- Nic godnego uwagi. - odpowiedziała Lena. Głośno zaś dodała w ich ojczystym języku. - Spadajcie stąd!
- A sssso? Kochaś taki cwany! Je**y Polaczek, hydraulik! - począł się toczyć w stronę Łukasza.
Lena nie wytrzymała zamachnęła się i rąbnęła typka z półobrotu piętą wprost w splot słoneczny.
Opryszek zwalił się na piach bez tchu.
- Sacrebleau! - zawył drugi. - Zabiła mi kolegę. Kim ty kurwa jesteś Chuckiem Norrisem?!
- Nie kurwa Jackie Chanem! - odpowiedziała mu wtrącając polskie przekleństwo.
Łukasz stał i patrzył na to wszystko z podziwem.
- Trenowałaś taekwondo? - zapytał.
- Rozpoznałeś? - ucieszyła się Lena. - Wszyscy mylą z karate!
Obejrzała się na francuskich dresów.
Widząc, że dziewczyna na nich patrzy nieuszkodzony oprych złapał swojego jeszcze trochę przyduszonego kolegę wpół i powlókł pospiesznie w krzaki.
Pomaszerowali dalej, po plaży, na której złocistoczerwone blaski kładło zachodzące słońce. Fale oceanu mieniły się złotem w świetle słonecznym i głębokim szmaragdem w cieniu.
- To było epickie - rzekł Piszczu. - Jesteś po prostu cudowna!
Lena spłonęła wdzięcznym rumieńcem.
- Oj, no, nic takiego - odparła. - Nie chciałam, żebyś musiał się z nimi bić. Jeszcze by cię uszkodzili, a jesteś naszym najlepszym prawym obrońcą...
Teraz zarumienił się Łukasz.
- Naprawdę, to było coś dużego - rzekł, biorąc Lenę za rękę. Jego błękitne oczy świeciły nie gorzej niż gwiazdy na nocnym niebie. - I myślę, że powinienem ci bardzo podziękować...
Lena podniosła wzrok i utonęła w błękicie.
Miękkie i gorące wargi Piszcza dotknęły jej ust, delikatnie i z namysłem, by zaraz się wycofać, spłoszone dźwiękiem telefonu, wibrującego w kieszeni piłkarza.
Nawałkówna oparła czoło o pierś Łukasza. W tym samym momencie rozdzwoniła się także jej torebka.
- Pewnie nas wzywają na kolację - mruknął Piszczek, napawając się zapachem jej włosów.
- Wiesz co - Lena odmruczała prosto w jego pierś. - Myślę, że nic się nie stanie, jak się trochę spóźnimy.
- Mhm - odmruczał Piszczu. - Też tak sądzę.
Gdyby tylko Lena wiedziała, że na kolację szef kuchni serwował tego wieczoru kluski śląskie, ukochaną potrawę Łukasza, doceniłaby jego wręcz nadludzkie poświęcenie.
______________________________________________________________
Witajcie!
Aaaaaaaaaaaaaaaa! Mamy to mamy ćwierćfinał! Wybaczcie nam tak długą absencję, ale nie dało się skupić na pisaniu, gdy nasi zaszli już tak daleko.
Życzymy Wam miłego czytania!
Pozdrawiamy Fiolka&Martina! :)
poniedziałek, 13 czerwca 2016
Rozdział IV - Ty wiesz, że Lewy czyta Greya?
Spacer był tak udany, że Łukasz zdołał zupełnie zapomnieć o numerze, jaki wyciął Arturowi. Nawałkówna okazała się tak cudowną osobą, jak sobie wyobrażał wśród bezsennych nocy, a w dodatku mieli mnóstwo wspólnego. Podobne gusta muzyczne, filmowe, ba, łączyło ich nawet upodobanie do kartofli! Gdyby był to film animowany, Łukasz pewnie chodziłby w obłoku serduszek, jednak ponieważ była to rzeczywistość, całe to zaświergolenie kotłowało mu się we wnętrzu.
Sama Lena zaś może nie czuła się aż tak ekstatycznie jak Łukasz, ale musiała przyznać sama przed sobą, spodobał jej się ten chłopak. Uprzejmy, miły w obejściu, delikatny, a zarazem męski. No i te piękne błękitne oczy...
Nie zdawali sobie sprawy, że podczas przechadzki zostali zauważeni przez Jędzę, któremu zachciało się pobiegać. Jędza skrupulatnie odnotował zażyłość tej dwójki, a wróciwszy do hotelu, poczuł, że musi z kimś się podzielić odkryciem, inaczej bowiem pęknie. Pierwszy mu się napatoczył Peszkin, który jeszcze nie doszedł do siebie po przygodzie z butelką w kriokomorze, w związku z czym dużo czasu spędzał w swoim pokoju.
- Ej, Sław, Piszczu kręci z Nawałkówną! - wykrzyknął Jędza, gdy tylko zobaczył wychylającego się na korytarz kolegę.
- Z którą? - zaciekawił się przechodzący właśnie Jodła.
- To ich jest dwie? - zdziwił się Peszkin.
- No dwie, córka Fakena i jego bratanica - wyjaśnił cierpliwie Jędza, orientujący się, że mózg Sławeczka pracuje na innych obrotach niż normalny.
Nosferatu przetrawił informację.
- To z którą Piszczu tenteges? - zapytał.
- Z córką - odparł Artur. - Widziałem ich w krzakach, jak gadali.
- Eeee, tylko gadali? - rozczarował się Jodła.
- Jodlasty, zmiłuj się, to jest laska z klasą! - zgorszył się Jędza. - Co ty myślisz, że ją można tak od razu przelecieć w krzakach?
- Nie wiem, nie znam się, żonaty jestem - odparł dyplomatycznie Jodła.
Lotem błyskawicy wieść o romansach Piszcza obiegła cały Arłamów i oczywiście dotarła do uszu Boruca. Na konfrontację nie trzeba było długo czekać, nastąpiła w stołówce, podczas obiadu.
Piszczu spóźnił się nieco na obiad, tak, że gdy zjawił się w sali jadalnej, na stole dymiły już talerze z zupą-kremem z kurczaka. Nie zdążył odsunąć krzesła, gdy wyrósł przed nim Arczi, czerwony ze złości i nieledwie zionący parą z nozdrzy.
- Ty, kurwa, co ty sobie myślisz? - zapytał.
- Że jestem głodny...? - odparł Łukasz, który jako się rzekło, zapomniał z kretesem o wypadkach na basenie.
- Nie o to mi...! - warknął Boruc. - Czego się wpierdalasz? Wysyłasz mnie w chuj do Fakena, który mnie wcale nie szukał, zabierasz mi laskę i se z nią pitigrili po krzakach urządzasz?
- Przede wszystkim nie tobie - odparł zimno Piszczu. - Masz żonę o ile dobrze pamiętam, a Lena należy wyłącznie do siebie. Spierdalaj, Arczi, dobrze?
- No kurwa trzymajcie mnie! - zawył Boruc, tak głośno, że Nawałka, sięgający po naczynie z solą, drgnął, złapał cukiernicę i w roztargnieniu, próbując dostrzec co dzieje się na drugim końcu stołu, posłodził sobie zupę dwoma łyżeczkami. - Trzymajcie mnie, bo mu przypierdolę!
Nie wiadomo co stałoby się dalej, gdyby nie Wasyl, który stwierdził, że ma dość.
- Borubar, siad! - huknął.
Zaskoczony Artur rozejrzał się, trafił wzrokiem na Marcina, którego wyraz twarzy sugerował, że zaraz się naprawdę wkurwi, i... usiadł.
- Wpierdalaj zupkę - polecił Wasyl, wskazując mu palcem talerz. - I zostaw Piszcza w spokoju.
Łukasz, człowiek na wskroś pokojowy, odetchnął z ulgą. Nie miał pojęcia dlaczego właściwie Wasyl kumpluje się z tym kretynem, Archim, ale pozostawał on jedynym człowiekiem, zdolnym utemperować Borubara.
- Laskę mi podebrał - poskarżył się Artur. Został poczęstowany przez Wasyla takim spojrzeniem, że czym prędzej chwycił łyżkę i jął raźno wiosłować.
- Kurwa, Arczi, żonaty facet jesteś - rzekł Wasyl. - Nie zachowuj się jak rozpłodnik na farmie krów! Mózgu czasami używaj! Bo wiem, że masz!
- Dobrze ukryty - mruknął złośliwie Szczęsny.
- Ty Wojtuś lepiej milcz - poradził życzliwie Wawrzyniak. - Masz tyle grzechów, że jak ci Wasyl kazanie zacznie, to do końca Euro nie skończy.
Ponieważ Boruc awanturę w jadalni zrobił na tyle głośną, że drogą głuchego telefonu wszystko doszło do Leny. Ta zaś zła niczym osa postanowiła porozmawiać sobie z aksamitnogłosnym bramkarzem całkiem poważnie. Zaczaiła się na niego w foyer gdyż doskonale wiedziała od ojca, że Arczi lubi wieczorami puścić sobie dymka, co Nawałkę bardzo irytowało.
Boruc zobaczywszy córkę trenera rozjaśnił się niczym księżyc w pełni.
- Kogo ja widzę!- zamruczał aksamitnie niskim głosem. - Wyszłaś na fajeczkę?
Lena spojrzała na niego z obrzydzeniem.
- Przyszłam z tobą porozmawiać. - odpowiedziała chłodno.
- Słucham skarbie.
- Po pierwsze nie jestem niczyim skarbem, a tym bardziej twoim. - zaczęła. - Po drugie doszły mnie słuchy że chciałeś mnie dla siebie i Łukasz ci przeszkodził.
- Niepotrzebnie się wpieprzał w nasze relacje.
- Jakie relacje?!- wrzasnęła Nawałkówna. - Ja nie chcę mieć z tobą żadnych relacji! Jesteś żonaty! Masz dzieci!
- A w czym nam to przeszkadza? Mamy XXI wiek nie proponuję ci przecież małżeństwa! - odpowiedział jak gdyby nigdy nic.
- A to że nie zadaję się z facetami, którzy zmieniają żony na młodsze modele i mają w dupie własne dzieci! Masz się trzymać ode mnie z daleka albo pogadam sobie z twoją małżonką numer dwa! - powiedziawszy to odeszła w stronę wind.
Pobyt w Arłamowie dobiegł końca, reprezentacja przeniosła się do Gdańska gdzie rozegrała nie całkiem udany mecz z Holendrami.
Później wyjechali do grodu Kraka w którym rozegrali mało pasjonujący mecz sparingowy z reprezentacją Litwy.
Wreszcie zaś piłkarze, ich drugie połowy i rodziny, wylądowali we Francji, w La Baule. Przygotowania do Euro szły pełną parą, nawet Boruc trzymał się z daleka od Leny, a Peszko z daleka od alkoholu i mogłoby się zdawać, że wszystko jest w najlepszym porządku, gdyby nie Krycha, chodzący z nosem tak bardzo na kwintę, że prawie mógłby go sobie przydepnąć. Jak zawsze troskający się o należyte morale w drużynie Marcin wziął go pewnego dnia na spytki, holując plażą na odpowiednią odległość od ukochanych kolegów.
- Co jest, Krycha? - zagaił bez wstępów. - Widzę, że coś cię gryzie, powiedz Wasylkowi o co biega!
Grzegorz westchnął przeciągle, obrzucając melancholijnym spojrzeniem grupkę rozłożonych na słońcu WAGs.
- Tęsknię za Celią - wyznał smętnie. - Prosiłem, żeby przyjechała, ale nie chce. Jest zajęta w Nicei. Pokazy mody i w ogóle...
Wasyl podrapał się po głowie, nie wiedząc co powiedzieć. Jeśli pokazy mody były dla niej ważniejsze od Grześka, to kiepsko to wróżyło przyszłości ich związku. Tego jednak Marcin powiedzieć nie mógł, bo przecież chciał Grzesia podnieść na duchu, a nie dobić.
- Nie martw się chłopie - rzekł zatem, klepiąc Krychę po plecach, aż echo niosło. - Celia do ciebie na pewno niedługo przyjedzie i będzie dobrze!
Grzegorz nie wydawał się bardzo pocieszony.
W wolnej chwili, czyli wieczorem, Marcin zajrzał na instagrama Celii i to, co tam znalazł, zaniepokoiło go na tyle, że postanowił podzielić się tym z Kubą.
- Ty, słuchaj, jest problem - rzekł, wbijając do jego pokoju.
Kuba podniósł na niego swoje niebieskie oczy.
- Jaki? - zapytał zwięźle.
- Z Krychą nie jest dobrze, a może być gorzej - odparł Wasyl. - Oglądałem jej instagrama.
- Od kiedy interesują cię cudze laski? - zapytał Błaszczu pół żartem.
- Od kiedy od nich może zależeć jakość naszego występu - odparował Marcin. - Ona się prowadza z jakimś.
Wygrzebał z kieszeni telefon i zademonstrował Kubie kilka zdjęć. Przedstawiały Celię, zasiadającą w pierwszym rzędzie na kolejnych pokazach, obok niej zaś za każdym razem siedział ten sam facet. Elegancko ubrany, w najmodniejszy stalowobłękitny garnitur, lśniący głęboką czernią włosów i brylantem w sygnecie na serdecznym palcu.
- O w mordę - mruknął Błaszczykowski.
- Wiedziałem, że ta Celia to ladaco - powiedział Wasyl. - Na hajs leci!
- Nie bardziej niż twoja żona - wyrwało się Kubie. Marcin dyplomatycznie udał, że nie słyszy.
- A jak ona go rzuci dla tego fagasa? - zatroskał się. - Typ wygląda na takiego co sra studolarówkami.
- To będziemy mieli przesrane - stwierdził poważnie Kuba. - Wasyl, coś trzeba będzie z tym zrobić, bez Krychy leżymy!
- Na razie obserwujmy - odparł Marcin. - A w razie co zawiążemy spisek.
I tak obserwowali a mecz zbliżał się wielkimi krokami i trzeba było działać szybko.
Tymczasem zapomniany przez wszystkich Lewy zaszył się pewnego dnia w osłoniętym oleandrami zakątku hotelowego ogrodu z lekturą w ręku. Nikt nie wiedział co czyta, gdyż książka była zawinięta w jego własną podobiznę.
Tak naprawdę Lewy zaczytywał się w Pięćdziesiąt twarzy Greya wzdychając co jakiś czas. Na jego oblicze co rusz wypływał krwisty rumieniec.
Jaki ten Grey władczy i silny! - myślał. Nie dziwne że Anka cały czas narzeka iż on powinien być taki jak Christian. Te cechy przywódcze ta stanowczość i niekwestionowany seksapil. Co prawda, on Robert również był ciachem i mógł się pochwalić całkiem wyględną aparycją ale Anka cały czas zarzucała mu brak silnego charakteru. No i miała jakieś pretensje że w łóżku nie jest tak fantazyjny jak Grey.
Kiedyś zwierzył się Szczęsnemu że Anka chciała w ich monachijskim domu zrobić pokój zabaw, ale on nie miał ochoty jej podwieszać i chłostać.
- Co tam czytasz?- do Lewego przysiadł się ciekawski Wiśnia z wszędobylską kamerą.
- Eeee sprawdzam swoją biografię. - odpowiedział niezbyt szczerze Robert.
- Coś okładka inna. - kontynuował szef Łączy nas piłka. - No pokaż!
- To nie twój...- Lewy nie utrzymał książki w ręce a ta przefrunęła na trawę tak, że spadła z niej prowizoryczna okładka wierzchnia. Oczom redaktora ukazała się granatowo - szara okładka Pięćdziesięciu twarzy Greya.
- Czytasz Greya?- Wiśniewski ledwo trzymał kamerę. - I jak? Takie hot? Kisiel w gaciach i te sprawy?
- Czytam bo się założyłem. - łgał kapitan.
- Jasne. - wyszczerzył się kamerzysta.
- Jak to komuś powiesz...- zagroził Lewandowski.
No właśnie. Wiśnia nie należał do ludzi dyskretnych i czym prędzej rozpuścił wici, tak że wszyscy nawet obsługa hotelowa dowiedzieli się co w wolnym czasie czytuje Lewy.
- Ty wiesz, że Lewy czyta Greya?- Kuba zaczepił wracającego z plaży Piszcza.
- A co to jest?- zdziwił się Piszczek. - Doriana Greya/
- A skąd mam wiedzieć jak mu było na imię. To jest ten brudny romans dla kur domowych i mamusiek.
- Nic nie słyszałem. - rzekł Piszczu całkiem nie w temacie.
Szybko dołączył do nich Krycha z Jędzą.
- Co tam chłopaki?- zapytał obrońca Legii.
- Wiesz co Lewy czyta?- zapytał go Błaszczykowski.
- Greya. - odpowiedział Artur. - Wiem bo Wiśnia od razu do mnie przyleciał.
- Celia mówiła że to dzieło sztuki. W dwa dni przeczytała trylogię a ostatnio to nawet jakąś czwartą część dodrukowali.
- Mnie małżonka wyciągnęła na film, ale dupy nie urywa. Laska miała obwisłe cycki a facetowi stawał jak ją prał jakimś kablem czy czymś. Zupełnie nie moje klimaty. - parsknął Jędza.
- Mnie Agata nawet nie namawiała od razu stwierdziła że to dno. - rzekł z dumą Błaszczu.
- Twoja małżonka to rozsądna kobieta. - podsumował Krycha.
Tego samego dnia po południu Grzegorza czekał wstrząs. Jakaś tajemnicza ręka podesłała mu mmsa, bez tekstu za to ze zdjęciami, przedstawiającymi Celię i owego faceta z pokazów, sfotografowanych w kiblu, w pozach nie pozostawiających najmniejszej wątpliwości co do czynności jaką tam wspólnie wykonywali. Krycha odebrał ową wiadomość przed treningiem w siłowni, a zmiana w jego nastroju nie umknęła bystrym oczom Błaszcza, który od razu przekazał spostrzeżenie Wasylowi, korzystając z tego, że asekurował go przy wyciskaniu leżąc.
- Z Krychą coś jest - zaraportował. - Wygląda jakby dostał cegłą w łeb.
- O kurwa - sapnął Wasyl, wyciskając zajadle sztangę. - Musimy... mieć go... na oku...
- Musimy z nim pogadać pio treningu - sprostował Kuba, łypiąc jednym okiem na bladego jak ser biały Grześka.
Po treningu pokrzyżował im szyki Nawałka, wzywając ich na słówko, tak, że zdesperowany Krycha zdołał wyjść na plażę. Tam posiedział przez jakiś czas, gapiąc się na zdjęcia Celii i zastanawiając się jak mogła. Jak mogła mu to zrobić?! Ptasiego mleka jej nie brakowało, gdyby zażądała Koh-i-noora, buchnąłby królowej koronę, wydłubał z niej właściwy kamień i zaniósł Celii w zębach! A ona jak mu odpłaciła?
Zdesperowany, upuścił telefon na piasek i wszedł do wody. Po chwili odpłynął dosyć daleko od brzegu i przestał machać odnóżami. Poszedł pod wodę i pewnie by utonął, gdyby nie Zośka, która poszła na plażę, z zamiarem studiowania miejscowej, nadmorskiej entomofauny i trafiła akurat na moment w którym Krycha znikł z powierzchni.
Bez namysłu wskoczyła do wody, na szczęście w miarę przejrzystej, zlokalizowała półprzytomnego z rozpaczy i opitego solanką Grzesia, krzepko chwyciła wpół i wywlokła na powierzchnię.
- Zostaw - zabulgotał, szarpiąc się.
Tak, jak ją tego uczono, Zośka ogłuszyła go krótkim a treściwym hakiem w szczękę i jęła płynąć do brzegu.
W sukurs przyszli jej Kuba z Wasylem, którzy wyrwali się z rąk trenera, a dowiedziawszy się, że Grzechu poszedł na plażę, zaraz tam polecieli. Teraz podpłynęli do Zośki, Wasyl przejął Grzegorza, a Kuba pomógł dotrzeć do brzegu zmęczonej Zośce.
- Grzechu, czyś ty ochujał? - zapytał Wasyl, rzucając Krychę na piasek, dość mało delikatnie. - Co ty odpierdalasz?
- Celia mnie zdradziła - rzekł Krycha rzewnie. - Nie mam po co żyć...
W tym momencie Zocha, choć wykończona holowaniem cięższego od niej samej faceta, zerwała się z piasku jak podrzucona sprężyną i z całej siły wyrżnęła Krychowiaka sierpowym w szczękę, aż się rozpłaszczył na piasku
- Ty pajacu! - wrzasnęła. - Ty debilu patentowany z kluczykiem! Dla jakiejś durnej pipy się topić?! Tego kwiatu jest pół światu, idioto! Życie masz przed sobą, Euro masz przed sobą, ty faktycznie ochujałeś!
- Sam bym tego lepiej nie ujął - zgodził się Wasyl. - Grzesiu, natychmiast idziesz do psychologa. W podskokach i z przysiadami.
- Au... - Grzegorz rozcierał obolałą szczękę. - Ale ona mocno bije...
- Trenowałam boks - wyjaśniła Zośka uprzejmie. - I kravmagę. Więc nie rób więcej takich głupot, bo wtedy sama cię zabiję.
Grzesiek zapatrzył się w nią jak w obraz święty.
- Ale mówiłaś tylko o piłce... - przypomniał.
- A bo tak mi jakoś umknęło - wykręciła się Zośka. - Ty mnie tu nie mydl piłką, tylko słuchaj co Wasyl mówi. Jak cię nie zobaczę u psychologa, to ci piekło zrobię, ośle ośmiokątny.
Kuba i Wasyl wymienili spojrzenia. Sposób w jaki Grzegorz patrzył na Zośkę, a ona zaganiała go do psychologa...
- Wasyl, chyba mamy rozwiązanie problemu - rzekł Kuba kątem ust.
Marcin pokiwał głową.
- Wujaszkowie Kuba i Wasyl powinni się pobawić w swatów - odparł konspiracyjnie.
___________________________________________________________________
Witajcie!
Przylatujemy do Was z kolejnym rozdziałem naszego euroopka! Mały poślizg gdyż mamy EURO2016!!!
Nasi wczoraj spisali się na medal więc musiałyśmy trzasnąć rozdzialik. Mamy nadzieję że będziecie zadowolone!
Pozdrawiamy serdecznie Fiolka&Martina :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)