czwartek, 12 maja 2016

Rozdział II - Stary ja mam poważny problem!



    Na pierwszy dzień trenerzy zaplanowali tylko lekki, wieczorny rozruch. Jako że dochodziła dopiero piętnasta, część reprezentantów udała się na popołudniową drzemkę a ci mniej zmęczeni na zwiedzanie okolicy. Partnerki z dziećmi zajęły sporej wielkości krytą pływalnię oraz spa.
    Wasyl z Kubą i Piszczem udali się na spacer po okolicy zganiając po drodze Tytka, Fabiana i Kamila Glika, którzy snuli się bez celu przed wejściem do hotelu.
    Zgoła inne plany miał Krycha, przyzwyczajony do hiszpańskiego modelu dnia udał się na ostatnie piętro hotelu by uskutecznić poobiednią siestę. Wsiadłszy do windy pogrążył się we własnych myślach, nie zauważając że na pierwszym piętrze gdzie znajdowała się hotelowa restauracja winda nagle się zatrzymała. Lekkie tąpnięcie sprowadziło go "na ziemię" a chwilę później drzwi windy rozwarły się niczym biblijne Morze Czerwone pod wpływem mocy Mojżesza, ukazując w nich tajemniczą postać.
Był nim średniej wielkości facecik w dwa rozmiary za dużej bluzie z wielkim napisem Asseco Resovia(chociaż na zewnątrz było około 25 stopni celsjusza), czerwonej czapce Reprezentacji Polski i ciemnych raybanach nasadzonych na czubek nosa.
    - Na które pan jedzie?- odezwał się Grzesiek.
Chłopaczek nie odezwał się ani słowa wciskając na panelu guzik przedostatniego piętra.
    W nozdrza Krychowiaka uderzył niespodziewanie egzotyczny,  nieznajomy mu dotąd zapach, od którego aż zawirowało mu w głowie. Dolna część ciała zadrgała niespodzianie jak instrument muśnięty palcami wprawnego muzyka.
    Przerażony pomocnik gwałtownie odsunął się od źródła zapachu, wciskając pośpiesznie guzik stop i opuszczając windę jakby gonił go sam Belzebub. Resztę drogi do pokoju pokonał sprintem zatrzymując się gwałtownie przed samymi drzwiami, niemalże w nie wpadając. Machnął kartą magnetyczną przez czytnik nad klamką i wpadł do środka zatrzaskując za sobą drzwi.
    - Święty Jezu na bananie! - otarł oszronione od potu czoło. - Jak to możliwe? Dlaczego ja?!- niemalże załkał.
    Myśl, że przed samym Euro ujawniły się w nim skłonności o których nigdy by siebie nie podejrzewał, napawała go lękiem. Ba, był kompletnie przerażony. Jakim sposobem to się stało? Przecież z Celią żyło im się całkiem dobrze. Nigdy nie miał najmniejszych problemów żeby jego wysunięty napastnik wkroczył w jej pole karne. Teraz też nie było problemów, sęk w tym że zrobił to przy facecie.
    Potrzeba snu zniknęła jak ręką odjął. Zamiast do łóżka Grzegorz poszedł do łazienki i kilkukrotnie przemył twarz zimną wodą.
Tymczasem domniemany facet pomaszerował do pokoju, znajdującego się nieopodal kwatery samego trenera. Z rozmachem zatrzasnął za sobą drzwi, co sprawiło, że zgrabna szatynka, rozpakowująca właśnie leżącą na jednym z dwóch łóżek walizkę, podskoczyła, jakby ją kto znienacka ukłuł w siedzenie.
    - Oj, sorry - rzekła przyczyna zgryzot Krychowiaka, zdejmując ciemne okulary i demonstrując jasne oczy w oprawie długich, czarnych rzęs.
    - Sorry, sorry, prawie zawału dostałam - rzekła szatynka, nieco kwaśno. - Zośka, czy ty musisz wszystko z takim rozmachem robić?
    - Niechcący mi wyszło - wyjaśniła zwięźle Zofia Nawałka, bratanica trenera. Zdjęła z głowy czapkę i rzuciła się na posłanie. - Ty, słuchaj, czy piłka szkodzi na mózg?
Lena Nawałka, córka Adama, zastanowiła się przez chwilę.
    - Trochę - stwierdziła. - Ale na ogół nieszkodliwie. A co?
    - A bo jechałam windą z jednym piłkarzem i zachowywał się jak wariat - Zośka patrzyła w sufit, jakby nieco zadumana. - Nagle wytrzeszczył oczy, a potem uciekł z tej windy w popłochu.
    - Pokazywałaś mu jakieś robaczki? - zainteresowała się Lena.
    - Po pierwsze nie robaczki, tylko owady - poprawiła Zośka. - Po drugie nie, nie pokazywałam, zwyczajnie stałam.
Nagle Lena się zaniepokoiła.
    - Ty, a może on jakiejś niedyspozycji żołądkowej dostał? - zapytała. - Wiesz który to był?
    - Krychowiak - odparła Zośka.
    - Dobra, powiem ojcu przy okazji - zadecydowała Lena.

    Tymczasem Krychę dręczyła potrzeba podzielenia się przeżytym wstrząsem, jeśli nie wręcz wypłakania się w przyjacielskie ramię. Postanowił zatem zwierzyć się Wasylowi, wiedząc, że od niego zawsze można oczekiwać wsparcia. Wyczekał zatem chwili gdy Marcin i reszta spacerowiczów wrócili do hotelu, po czym odciągnął Wasilewskiego na stronę.
    - Musimy pogadać! - wysyczał konspiracyjnie, prowadząc go w najdalszy kraniec trawnika.
    - Wal, Krysiu - rzekł Marcin uprzejmie.
    - Stary ja mam poważny problem! -  zwierzył się blady jak ściana Krychowiak.
    - Nie masz się w co ubrać?- zapytał złośliwie mistrz Anglii, sięgając jednocześnie po butelkę wody mineralnej, z którą się nigdy nie rozstawał.
    - Gorzej! Staje mi przy facecie!- jęknął dramatycznie pomocnik Sevilli.
Marcin, który w życiu już wiele przeżył, w tym momencie był tak wstrząśnięty, że nieomal prychnął na Krychę wodą. Powstrzymało go tylko wspomnienie wypadków z obiadu.
    - Pojebało cię?! Masz dziewczynę! Uprawiacie seks?
    - No oczywiście że uprawiamy, ale jechałem w windzie koło tego drobnego bratanka Nawałki i jak poczułem jego zapach to parasol zaczął mi się podnosić.
    - Debilu to dziewczyna! Czy ty nie rozróżniasz figury babki od faceta? No ale pewnie jak któraś nie ma wywalonego bufetu jak ta twoja Celina to nie zauważasz.
    - Dziewczyna? - w głosie Grzesia dźwięczała ulga nadziemska. - Jesteś pewien?
    - Najzupełniej - odparł Marcin.
    - Życie mi ratujesz! - jęknął Krycha i rzucił się, próbując ucałować Wasyla w oba obrośnięte policzki.
    - A idźże, świrze jeden! - zarżał Marcin, odpychając go. - Ludzie się gapią!

    Trener Adam Nawałka w środowisku zwany również Fakenem siedział na tarasie hotelowym patrząc na wyzłocone w  słońcu góry Sanocko- Turczańskie. Dzień powoli chylił się ku końcowi a on myślał intensywnie nad zbliżającym się euro, lekkimi urazami z którymi przyjechali reprezentanci grający w niedawno zakończonych ligach i wszystkim tym co zaprząta głowę trenera.
    Korzystając z tego że nikt go nie obserwuje wlał do szklanki z sokiem pomarańczowym trochę wódki z ukrytej w spodniach treningowych piersiówki. Zazwyczaj nie pił zbyt dużo, ale dzisiaj był jeden z tych dni kiedy dorosły facet musi się napić. Nie chciał jednak robić tego ostentacyjnie, musiał bowiem dawać przykład reprezentantom a wiedział że w kadrze są jednostki skłonne do nadużywania napojów wyskokowych.
    Adam pociągnął łyk drinka rozkładając się wygodniej w leżaku i chwile moszcząc w poszukiwaniu idealnej pozycji.
Nie zauważył jednak że na poduszeczce wyścielającej leżak przysiadł trzmiel. Zezłoszczony owad widzący w trenrze napastnika wleciał w nogawkę krótkich spodenek trenera żądląc go wprost w prącie.
    Nawałka czując ostry, przeszywający ból na najwrażliwszej części ciała ryknął na całe gardło wypuszczając szklankę z podrasowanym sokiem. Szkło roztrzaskało się na tysiące kawałeczków a płyn ściekał po dębowych panelach, którym był wyłożony taras widokowy.
    - Kaaaaaaśka! - zaryczał Nawałka do idącej od strony hotelu zaaferowanej małżonki. - Kaaaaśka ratuj! Wezwij pogotowie!- zaświszczał siny z bólu.
    - Co się stało?- zapytała szatynka z modnie przystrzyżonymi na boba włosami. - Adaś czemu kulejesz?!
     - Ka...kaaaaśka! Umieram! Coś mnie użądliło! - charknął.
    - Gdzie? W szyję? Połknąłeś? - przerażona nie na żarty zaczęła szukać w kieszeni telefonu komórkowego.
    - W ppppp...pppppp...- dukał zlany potem trener.
    - W pośladek? - chciała wiedzieć jego małżonka.
    - W peeenisa! - zaryczał na całe gardło a jego głos wibrował w powietrzu.
Katarzyna Nawałka z wrażenia wypuściła telefon na podłogę. Tylna pokrywka aparatu odpadła z brzękiem, bateria wyskoczyła i pojechała po podłodze jak hokejowy krążek, karta sim zaś poleciała w kierunku najzupełniej niewiadomym.
    - Pomocy... - pisnął Nawałka.
Żona spojrzała na jego zlane potem, fioletowe z bólu oblicze, na szczątki telefonu i pobiegła szukać ratunku.
Nie ubiegła zbyt daleko, gdy wpakowała się z impetem na męską, twarda od mięśni pierś. Uniosła głowę i ujrzała nad sobą zatroskane, błękitne oczy Łukasza Piszczka.
    - Pani Katarzyno,  co się stało? - zapytał obrońca.
    - Adaś, trzeba go zawieźć do szpitala! - wyrzuciła z siebie pani Nawałka.
    - Zawał?! - przeraził się Piszczu.
    - Nie, coś go użądliło w... - Katarzyna zawahała się. - W bardzo czułą część ciała!
Piszczu dalej nie wnikał, tylko popędził za małżonką trenera, która sokolim okiem wypatrzyła w czeluściach hallu własną córkę.
    - Lena! Lenko! Chodź, tata potrzebuje pomocy! - zawołała.
W innym momencie Łukasz pewnie skamieniałby z wrażenia, widząc swoje bóstwo, biegnące ku nim z rozwianym włosem, tym razem jednak nie było na to czasu. Pobiegli wszyscy czym prędzej na taras, gdzie pomocy oczekiwał trener.
    Obecność bóstwa wykrzesała u Piszcza niemal nadludzkie siły, dzięki czemu w zasadzie w pojedynkę zataszczył Nawałkę do swojego samochodu. Obok Adama usiadła zatroskana Katarzyna,  miejsce zaś na przednim fotelu zajęła Lena.
    Piszczu wystartował niczym Robert Kubica na torze w Le Mans i wciskając gaz do dechy popędził do najbliższego szpitala, znajdującego się niemal 30 km dalej, w Ustrzykach Dolnych. Szczęśliwie po drodze nie stał żaden policyjny wóz, inaczej niechybnie wybuchłby ogólnopolski skandal, związany z nie przestrzeganiem przepisów ruchu drogowego przez reprezentanta Polski.
     - Tato, co ci jest? - dopytywała się przerażona Lena.
    - Użą... dlenie - stęknął Nawałka.
    - O matko boska, gdzie?
    - Nie pytaj, dziecko - odparła stanowczo Katarzyna. - Tatuś potrzebuje spokoju. Panie Łukaszu, daleko jeszcze?
     - Już widać Ustrzyki - odparł Łukasz, cisnąc gaz na ile to było możliwe na krętej, bieszczadzkiej trasie.
     Trener Nawałka w asyście Łukasza, swojej żony i córki został odtransportowany na SOR, ustrzyckiego szpitala.
Na salę segregacji została wpuszczona tylko małżonka poszkodowanego przez trzmiela, Lena musiała poczekać z Łukaszem za drzwiami.
     - Z tego wszystkiego się nie przedstawiłam. - odpowiedziała po chwili niezręcznej ciszy. - Lena jestem. - wyciągnęła dłoń w stronę Łukasza.
Piszczu ujął ją z namaszczeniem a przy dotknięciu poczuł w całym ciele cudowne wibracje. Jakby się czegoś nawdychał i teraz było mu wyjątkowo błogo. Współczuł serdecznie trenerowi, ale przez jego niefortunny wypadek mógł porozmawiać z jego córką.
     - Łukasz. Dla znajomych Piszczu. - odpowiedział uśmiechając się pełną klawiaturą białych zębów.
    - Piszczu i Kuba niezawodny duet. - odpowiedziała Nawałkówna. - Lubiłam was oglądać za czasów tria z BVB, ale ten cały Tuchel wyekspediował Błaszcza do Florencji.
     - Naprawdę?- zapytał z uniesieniem.
    - Co naprawdę? Nie zauważyłeś braku przyjaciela w Dortmundzie?- zapytała kpiąco.
Piszczek zorientowawszy się że jego pytanie zabrzmiało idiotycznie czym prędzej pośpieszył z wyjaśnieniami.
    - Chciałem zapytać czy naprawdę śledziłaś nasze występy?
Błękitno-zielone oczy spojrzały nań a na ustach bogini pojawił się szeroki uśmiech.
    - Wiesz ja jestem ze sportowej rodziny. Ojciec nie miał wymarzonego syna więc musiałam z nim oglądać i grać w piłkę. Jestem nawet odpowiedzialna za powołania! Mam taką listę najbardziej urodziwych. - zaśmiała się.
    - To jakim cudem jest na niej Peszkin? - zapytał ubawiony.
Lena pochyliła się w stronę Łukasza.
    - Mam słabość do wampirów. - rzekła konspiracyjnym szeptem.

    Tymczasem w Arłamowie oddający się popołudniowemu wypoczynkowi panowie zastanawiali się poważnie, cóż to się stało trenerowi. Wśród zebranej w ogrodzie gromadki pogłoski krążyły rozmaite, od zawału, przez nagłe zasłabnięcie wywołane egzotyczną chorobą, po złamanie prącia, za którą to opcją opowiedział się Pazdan.
    - Sam słyszałem jak jego żona mówiła w hallu! - zaklinał się przy tym.
    - Ej, wsadzą mu teraz ptaszka w gips? - zaciekawił się Peszko. - To jak on będzie chodził? Z temblakiem?
Przez chwilę wszyscy milczeli, ogłuszeni wizją. Pierwszy wrócił do przytomności Kamil Glik.
    - Peszkin, ale z ciebie idiota - sarknął. - Fiuta w gips się nie pakuje! Michał - zwrócił się teraz do Pazdana. - Jak ty to mogłeś słyszeć, skoro rżnąłeś z Jodłą w Fifę, kiedy trener wyjechał?
    - E... A może masz rację - zgodził się potulnie Michał.
    Rada w radę Kuba zadzwonił do Piszcza i otrzymał od niego relację z pierwszej ręki. Bardzo starając się nie śmiać zrelacjonował zaaferowanej gromadce z ogrodu smutne przypadki trenera, po czym pomaszerował do swoich kobiet, które właśnie wybierały się na basen, bo mimo popołudniowej pory słońce przypiekało aż miło.
    Panny Błaszczykowskie rzecz jasna udały się nad basen dziecięcy, tymczasem na leżaku nad brzegiem basenu dla dorosłych smażył się zadowolony Krycha. Gnębiący go problem okazał się nie istnieć, życie było piękne, a Celia przysłała uroczego esemeska, ze zdjęciem w najnowszym outficie.
    Błogość przerwał gwałtowny plusk, oznajmiający, że ktoś skoczył do wody. Krycha niechętnie otworzył jedno oko. Jakaś kobieta pływała w basenie pięknym kraulem. Zrobiła kilka długości basenu, podpłynęła do końca bliższego Grzegorzowi i wspięła się na drabinkę.
To była ona, ta sama osoba, którą wziął w windzie za chłopaka. Wiedział to, bo lekki wietrzyk przyniósł jego nozdrzom ten sam egzotyczny zapach. Tym razem jednak bratanica Nawałki nie miała na sobie obszernej bluzy, lecz czarny sportowy kostium kąpielowy, uwydatniający krągłości i podkreślający smukłości. Wszystkie na właściwym miejscu i było to ciało tak niezaprzeczalnie kobiece, że Grześ zagapił się niczym cielę w malowane wrota.
    Ze stuporu wyrwał go nader charakterystyczny chichot, a zaraz potem jęk sprężyn sąsiedniego leżaka, uginających się pod niespełna dziewięćdziesięcioma kilogramami Wasylowego cielska.
    - Grzechu - rzekł stoper, ubawiony. - Weź no się przyokryj, zanim laska zobaczy, że jej salutujesz.
Podążając za kierunkiem wskazanym przez palec Marcina, Krycha spojrzał na front swych kąpielówek i z niejaką zgrozą ujrzał, że uformował się tam sporych rozmiarów namiot. Czym prędzej przykrył go ręcznikiem, ciesząc się w duchu, że nie ma tu Celii.


_______________________________________________________________
Witajcie! 
Z szybkością światła przybywamy do Was z drugim rozdziałem naszego eurowego opka! 
Dziękujemy za przemiłe i bardzo motywujące komentarze pod pierwszym rozdziałem. Dałyście nam porządnego kopa do dalszego działania i heheszków z naszych orłów. Dzisiejszy odcinek bezapelacyjnie należy do Fakena tzn Adama Nawałki, gdyż, ponieważ aczkolwiek Martina jest zła za niepowołanie Wasylka, nawet jako dobrego ducha naszej reprezentacji. No powiedzcie, czyż z nim nie byłoby tak samo jak w opowiadaniu? ^^ 
Kończąc ten przydługi wpis prezentuję Wam zdjęcie naczelnego Nosferatu naszej reprezentacji.  Liczymy na opinie o rozdziale! Pozdrawiamy serdecznie
                                                               Fiolka&Martina :)





9 komentarzy:

  1. Muszę przyznać, że obmyśliłyście baaaardzo dotkliwą karę dla Fakena :D świetny rozdział!

    OdpowiedzUsuń
  2. Uuuu biedny Faken trochę xD Ale się uśmiałam

    OdpowiedzUsuń
  3. Biedny Faken. Ale Krychę potrzymałabym w niepewności trochę dłużej XD

    OdpowiedzUsuń
  4. Jak widać dręczenie trenerów i sprawianie im bólu to ostatnio jeden z bardziej lubianych motywów na blogach. Biedny Adam, choć na piłce nożnej się nie znam, to akurat on zawsze wydawał mi się być sympatycznym człowiekiem.
    Wasz chumor rozwala człowieka. Czytałam ten rozdzial jeszcze będąc w w szkole na zastępstwie, a przez ramię zaglądała moja nieogarniająca ic koleżanka. Obie wylądowałyśmy pod ławką, chichrając się jak głupie.
    Ja się zastanawiam co w tym wszystkim robi bluza Asseco Resovi? Czyżby jakiś siatkarski epizod? A może to ja po prostu dorabiam do wszystkiego chore teorię.
    W każdym razię: chcę więcej! I to jak najszybciej.
    Pozdrawiam
    Violin

    OdpowiedzUsuń
  5. Nie dostałam odpowiedzi, jeżeli chodzi o to, co bierzecie. Focham się, ale muszę to skomentować, bo nie da się przejść obojętnie wobec tego. Przepraszam z góry za wszystkie błędy, ale jestem po imprezie i nawet nic nie pijąc czuję się po prostu padnięta full.
    Wasyl to mój ulubiony bohater, mi też jest trochę przykro, że jednak go nie powołał, bo byłoby o wiele ciekawiej, w końcu Marcinek pokazał, że wcale nie ustępuje innym obrońcom, ale widać, że Nawałkę spotkała za to kara, nawet jeśli tylko w tym fanfiku XDDD Płakłam bardzo, bo myślałam, że to go uchla w szyję, czy coś takiego,a ten trzmielek postanowił się ostrzej zabawić.
    W ogóle panowie mają jakiś problem ze swoimi... sprzętami, najpierw samo stający napastnik Krychy, teraz El Trenero... czy przypadkiem to nie jest wina Anulki? Czy ona przypadkiem ich nie dokarmiała jakimiś dziwnymi nasionkami?
    Kocham ich rozmowy, kocham Wasze opisy - tu da się ze wszystkiego pośmiać i powiem Wam, że to dobrze - przecież jedziemy na Euro, połowa Europy się nas boi, trzeba się tylko cieszyć i śmiać!

    Cóż, co ja mogę powiedzieć? Chciałabym kiedykolwiek zbliżyć się do takiej jakości pisania, jak Wy. I nawet jak na taki debiut w sferze piłkarskiej jest wspaniale (zastanawiam się, jakby wyglądał ten blog, gdybyście pisały tylko o piłkarzach. Połowa chłopaków straciłaby fiutki? XDDD)

    Pozdrawiam bardzo gorąco i do następnego rozdziału 😘

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Absolutnie nic nie bierzemy, to tylko nasza chora fantazja :D
      "Vive..." nie jest naszym pierwszym opkiem piłkarskim, napisałyśmy ich kilka razem i osobno. Miałyśmy tylko ponad dwuletnią przerwę.

      Usuń
  6. Hahahahaha no tego to bym się nie spodziewała XD Biedny Adam

    OdpowiedzUsuń
  7. Jeju świetny rozdział, śmiałam się na cały dom jak czytałam ten rozdział. Widać jak córki Fakena działają na chłopaków(zwłaszcza na Kryche)
    Mimo że z naszej reprezentacji lubię tylko Kubę i Łukasza to napewno będę czytać :)
    Czekam na kolejny
    Zuzia :)

    OdpowiedzUsuń