Drogie Czytelniczki!
W związku z intensywną pracą zawodową i zupełnym brakiem czasu wolnego, jesteśmy zmuszone chwilowo zawiesić blogi. Być może potrwa to jeszcze kilka tygodni, może do Nowego Roku, ale zachodzi też prawdopodobieństwo, że nie będziemy w stanie podnieść blogów w najbliższej przyszłości. Jest nam bardzo przykro, bo pytanie co jakiś czas, a my naprawdę nie wiemy kiedy w końcu uda nam się zebrać i coś napisać. Mamy pół rozdziału na Vive...i to jest w zasadzie tyle. W razie czego pytajcie.
Pozdrawiamy Fiolka&Martina!
wtorek, 18 października 2016
czwartek, 25 sierpnia 2016
Rozdział IX- "Oszczędzajcie tylko moje nogi wy taniochy jedne!”.
Trener główkował
ze sztabem pół nocy i dzień przed meczem z Ukrainą zdecydował się posadzić na
ławce rezerwowej zarówno Kubę jak i Piszcza.
Kuba musiał odpocząć po morderczych rajdach w ofensywie i zregenerować pobolewające kolano a Piszczu był zagrożony drugą żółtą kartką. W meczu nie mógł wystąpić obywatel Peszko, raz że ostatnie pijaństwo źle wpłynęło na jego wyniki, dwa podczas meczu z Niemcami ledwo wszedł i już zarobił drugą żółtą kartkę.
Kuba musiał odpocząć po morderczych rajdach w ofensywie i zregenerować pobolewające kolano a Piszczu był zagrożony drugą żółtą kartką. W meczu nie mógł wystąpić obywatel Peszko, raz że ostatnie pijaństwo źle wpłynęło na jego wyniki, dwa podczas meczu z Niemcami ledwo wszedł i już zarobił drugą żółtą kartkę.
Mecz z
Ukraińcami nie układał się do końca tak jakby wszyscy tego chcieli. Trema
spaliła kompletnie Piotrka Zielińskiego, który zastępował Kubę na prawym
skrzydle. Thiago Cionek kompletnie gubił się na prawej obronie przez co Glik,
Pazdek i Jędza mieli dwa razy więcej roboty. Pierwsza połowa była festiwalem
pomyłek, poprzeczek i rajdów Ukraińców w stronę bramki strzeżonej przez Fabiana.
Faken skakał przy linii bocznej wymachując rękami jak naziemny kontroler ruchu lotniczego. Nie pomagały sugestie Tomka Iwana, żeby usiadł i ochłonął. Nawałka łypnął tylko na niego znad szkieł okularów a dyrektor sportowy zamilkł momentalnie. W przerwie w szatni poleciały wiązanki kurw(kurwa-królowa polskiego boiska), najwięcej krzyczał trener, ale kolegów nie oszczędzał również Wasyl,który na ławce obgryzł już doszczętnie paznokcie.
Faken skakał przy linii bocznej wymachując rękami jak naziemny kontroler ruchu lotniczego. Nie pomagały sugestie Tomka Iwana, żeby usiadł i ochłonął. Nawałka łypnął tylko na niego znad szkieł okularów a dyrektor sportowy zamilkł momentalnie. W przerwie w szatni poleciały wiązanki kurw(kurwa-królowa polskiego boiska), najwięcej krzyczał trener, ale kolegów nie oszczędzał również Wasyl,który na ławce obgryzł już doszczętnie paznokcie.
- Kurwa, panowie
czy my tutaj przyjechaliśmy przegrać z Ukraińcami? To może od razu, kurwa,
sprzedamy walkowera? - zapytał Wasyl a jego twarz zdradzała wielkie napięcie.
- Faken,
chłopaki macie ruszyć tyłki! - gotował się Nawałka. - A ty, faken, Zieliński
nie wychodzisz na drugą połowę. Kuba, faken, szykuj się!
Zielony spuścił
wzrok, czując że to nie jest jego najlepszy dzień a Kuba słysząc rozkaz trenera
od razu się rozjaśnił. Nie cieszył się że młody, jak miał w zwyczaju nazywać
Zielińskiego, nie pokazał dzisiaj nic na boisku, ale w głębi siebie czuł że coś
się dzisiaj wydarzy.
Borek i Hajto z
wysokości stanowiska komentatorskiego, gdy tylko ujrzeli Kubę, odetchnęli z
ulgą.
- Jest Kuba,
będzie dobrze. - rzekła Agata na trybunach. - Widzę po sposobie jego biegania,
że bramka się zbliża.
- Oby. - Lena
spojrzała na zawodnika z numerem "16", który ustawiał się w polu
karnym widząc Arka Milika podchodzącego do rożnego.
Milik nie
zdecydował się na uderzenie pod bramkę rywali, zamiast tego wycofał piłkę do
stojącego po lewej stronie Bartka Kapustki, szybko się przemieścił i na
wysokości szesnastki odebrał ją z powrotem. Widząc Kubę na czystej pozycji,
zdecydował się na podanie mu piłki. Błaszczu przyjął futbolówkę prawą nogą i
oszukując obrońcę Ukraińców przeholował ją parę kroków w lewo, następnie
przerzucił na lewą nogę i huknął z całej siły w prawy róg bramki.
Golkiper Ukraińców nie miał najmniejszych szans, mógł tylko wyciągnąć piłkę z drgającej siatki. Polska część stadionu eksplodowała, Kuba wystrzelił w rajdzie po boisku, podbiegł do niego uradowany Piszczu, zaraz za nim reszta drużyny. Faken, złapał się za głowę i nie mógł uwierzyć w swoją intuicję.
Agata utonęła w objęciach Leny, łkając z radości a Zośka skakała razem z Oliwią- starszą córką Błaszczykowskich.
Golkiper Ukraińców nie miał najmniejszych szans, mógł tylko wyciągnąć piłkę z drgającej siatki. Polska część stadionu eksplodowała, Kuba wystrzelił w rajdzie po boisku, podbiegł do niego uradowany Piszczu, zaraz za nim reszta drużyny. Faken, złapał się za głowę i nie mógł uwierzyć w swoją intuicję.
Agata utonęła w objęciach Leny, łkając z radości a Zośka skakała razem z Oliwią- starszą córką Błaszczykowskich.
W samolocie po
meczu rozpoczęła się imprezka, Kapustka wyciągnął z plecaka głośniczek usb a
siedzący obok niego Grosik odpalił iphone'a.
- Przez twego
gola, Kubulku, kochany oszaaaaalałem!- zawył Kamil. - Gwiazdy chyba twym nogom
dodały astralny blaaaaask! A ja serce miłości spragnione ci oddaaaałem! Tak
załaduj Szwajcarom piłeczkę jeszcze raz!
Oczy Kuby
zaszkliły się ze wzruszenia.
- Dzięki, Kamil!
- Jak
romantycznie. - zakpił Lewy. - Jeszcze mu pomnik postaw.
Fabian, siedzący za Lewym wychylił głowę do przodu niczym żyrafa.
Fabian, siedzący za Lewym wychylił głowę do przodu niczym żyrafa.
- Zazdrościsz
Christia...tzn Robercie?- zapytał złośliwie.
Lewy słysząc, że
Łukasz chce reszcie coś powiedzieć, czym prędzej zmienił front.
- Nie, jestem
bardzo z Kuby dumny. Jako kapitan i jako kolega! - odpowiedział dyplomatycznie
i zupełnie nieszczerze.
- No, doceniamy
to, Bobby. - Fabian poklepał Lewego po głowie i wrócił na swoje miejsce.
Czas do następnego meczu upłynął spiskowcom na
rozkminach co by tu zrobić, skoro nawet tłumaczenia Leny nie pomogły im ogarnąć
o co chodzi Zośce. Dodatkowo sytuację komplikował fakt, że Celia ciągnęła się
za Grzesiem jak smród za wojskiem, uporczywie włażąc mu w oczy, świecąc
dekoltem i kręcąc zadkiem, co doprowadzało Zośkę do szału. Była permanentnie
wkurzona, do tego stopnia, że zaczęła przychodzić na siłownię i wyżywać się na
worku bokserskim.
- Nie wiedziałem, że specjaliści od robali tak dobrze walczą - skomentował raz Wasyl, stając obok worka. - Damski Rocky z ciebie!
Zośka potraktowała worek niskim kopnięciem i poprawiła serią uderzeń pięściami.
- Odsuniesz się, czy mam ci przyładować? - zapytała zimno.
Marcin przesunął się przezornie w bok, Nawałkówna bowiem wyglądała, jakby wcale nie żartowała.
- Nie chcę wam się wtrącać w prywatne sprawy - rzekł dyplomatycznie. - Ale dlaczego właściwie jesteś taka wściekła na Krychę?
- A co cię to właściwie obchodzi? - Zośka wściekle zaatakowała worek.
- Krycha to mój przyjaciel - odparł Wasyl. - A ja nie lubię, gdy moi przyjaciele cierpią.
Zośka chwilowo przestała znęcać się nad niewinnym workiem.
- Grzesiek cierpi? - zapytała rzeczowo.
- Bardzo - poinformował Marcin. - Jemu naprawdę na tobie zależy.
- To czemu tej zarazy nie pogoni? - Zośka łypnęła okiem w kierunku okna siłki, za którym opalała się Celia w skąpym bikini, upozowana tak, by mieć Grzesia na oku. - Ona wszędzie za nim łazi, a on nic!
- Jeszcze nie zauważyłaś, że Grzechu jest dżentelmenem? - zdziwił się Wasyl, tylko odrobinę fałszywie. - To nie jest byle łajza, on nie potrafi wylecieć z ryjem na kobietę.
- Ale nazwać mnie swoją dziewczyną, bez pytania mnie o zdanie to potrafił! - lewa noga Zośki strzeliła w półobrocie i kopnęła worek z hukiem.
Wasyl westchnął. Wiele razy w swoim życiu żałował, że kobiety nie przychodzą na świat z załączoną instrukcją obsługi, w tym momencie również.
- No bo mu na tobie zależy! - rzekł nieco bezradnie. - Chciał to podkreślić! Nie miał nic złego na myśli!
Zośka mruknęła coś niewyraźnie.
- Co proszę? - Wasyl nie dosłyszał.
- Znalazł się, cholera, amorek! - powtórzyła Zośka głośno. - Jeszcze se skrzydełka przyczep!
Marcin łypnął okiem w pobliskie lustro. Dojrzał w nim potężną, barczystą sylwetkę, mnóstwo tatuaży i brodatą gębę zbója Madeja. Nie, stanowczo nie wyglądał jak amorek.
- Mogę takie różowe, migoczące, od kostiumu wróżki mojej Zuzi - zgodził się uprzejmie. - Jeśli bez tego się nie obejdzie.
Zośka spojrzała na niego, jakby usiłowała go sobie wyobrazić z różowymi skrzydełkami u ramion, po czym wybuchła homeryckim śmiechem.
- Może lepiej nie - wyłkała, ocierając oczy. - No dobra, może trochę przesadzam z tym Grzesiem, ale nic na to nie poradzę.
- To ja mam taką propozycję - zasugerował Marcin. - Postaram się z chłopakami rozwiązać problem Celii, ale resztę musicie ogarnąć sobie sami. Zgoda?
- Zgoda, ale nie oczekuj, że zaraz padnę Grześkowi w objęcia - odparła Zośka. - Muszę sobie poukładać parę rzeczy.
- No to umowa stoi - Marcin wyciągnął prawicę, a drobna dłoń Zośki utonęła w jego wielkiej łapie.
- Nie wiedziałem, że specjaliści od robali tak dobrze walczą - skomentował raz Wasyl, stając obok worka. - Damski Rocky z ciebie!
Zośka potraktowała worek niskim kopnięciem i poprawiła serią uderzeń pięściami.
- Odsuniesz się, czy mam ci przyładować? - zapytała zimno.
Marcin przesunął się przezornie w bok, Nawałkówna bowiem wyglądała, jakby wcale nie żartowała.
- Nie chcę wam się wtrącać w prywatne sprawy - rzekł dyplomatycznie. - Ale dlaczego właściwie jesteś taka wściekła na Krychę?
- A co cię to właściwie obchodzi? - Zośka wściekle zaatakowała worek.
- Krycha to mój przyjaciel - odparł Wasyl. - A ja nie lubię, gdy moi przyjaciele cierpią.
Zośka chwilowo przestała znęcać się nad niewinnym workiem.
- Grzesiek cierpi? - zapytała rzeczowo.
- Bardzo - poinformował Marcin. - Jemu naprawdę na tobie zależy.
- To czemu tej zarazy nie pogoni? - Zośka łypnęła okiem w kierunku okna siłki, za którym opalała się Celia w skąpym bikini, upozowana tak, by mieć Grzesia na oku. - Ona wszędzie za nim łazi, a on nic!
- Jeszcze nie zauważyłaś, że Grzechu jest dżentelmenem? - zdziwił się Wasyl, tylko odrobinę fałszywie. - To nie jest byle łajza, on nie potrafi wylecieć z ryjem na kobietę.
- Ale nazwać mnie swoją dziewczyną, bez pytania mnie o zdanie to potrafił! - lewa noga Zośki strzeliła w półobrocie i kopnęła worek z hukiem.
Wasyl westchnął. Wiele razy w swoim życiu żałował, że kobiety nie przychodzą na świat z załączoną instrukcją obsługi, w tym momencie również.
- No bo mu na tobie zależy! - rzekł nieco bezradnie. - Chciał to podkreślić! Nie miał nic złego na myśli!
Zośka mruknęła coś niewyraźnie.
- Co proszę? - Wasyl nie dosłyszał.
- Znalazł się, cholera, amorek! - powtórzyła Zośka głośno. - Jeszcze se skrzydełka przyczep!
Marcin łypnął okiem w pobliskie lustro. Dojrzał w nim potężną, barczystą sylwetkę, mnóstwo tatuaży i brodatą gębę zbója Madeja. Nie, stanowczo nie wyglądał jak amorek.
- Mogę takie różowe, migoczące, od kostiumu wróżki mojej Zuzi - zgodził się uprzejmie. - Jeśli bez tego się nie obejdzie.
Zośka spojrzała na niego, jakby usiłowała go sobie wyobrazić z różowymi skrzydełkami u ramion, po czym wybuchła homeryckim śmiechem.
- Może lepiej nie - wyłkała, ocierając oczy. - No dobra, może trochę przesadzam z tym Grzesiem, ale nic na to nie poradzę.
- To ja mam taką propozycję - zasugerował Marcin. - Postaram się z chłopakami rozwiązać problem Celii, ale resztę musicie ogarnąć sobie sami. Zgoda?
- Zgoda, ale nie oczekuj, że zaraz padnę Grześkowi w objęcia - odparła Zośka. - Muszę sobie poukładać parę rzeczy.
- No to umowa stoi - Marcin wyciągnął prawicę, a drobna dłoń Zośki utonęła w jego wielkiej łapie.
Po tej rozmowie Wasyl mógł z nieco większym spokojem oczekiwać na jedną ósmą
finału ze Szwajcarią. Mecz był cholernie dramatyczny i kosztował całą ekipę
mnóstwo nerwów. Najpierw, w trzydziestej dziewiątej minucie, Kuba
Błaszczykowski strzelił gola, co wywołało atak dzikiej radości tak na
trybunach, jak i w zespole. Agata płakała ze szczęścia, nie bacząc, że
rozmazuje się jej makijaż, bo czymże są, ostatecznie, strugi z maskary, gdy
ukochany mężczyzna zdobywa gola w tak ważnym meczu. Zośka i Lena darły się do
zachrypnięcia, natomiast na polskiej ławce panował szał. Nawałka biegał i
machał rękami, jakby usiłował odfrunąć, Wasyl zerwał się, przerzucił sobie
przez ramię Peszkina i zakręcił się w radosnym piruecie, reszta ławki zaś
wydawała różnorodne dźwięki, tuląc się wzajem, klepiąc po łopatkach,
podskakując i tańcząc.
Minuty biegły, a wynik się nie zmieniał. Wydawało się, że jesteśmy już jedną nogą w ćwierćfinale, trener popychał spojrzeniem wskazówki zegara, reszta ławki niemal przestała oddychać, odliczając minuty. Osiemdziesiąta, osiemdziesiąta pierwsza, osiemdziesiąta druga...
- KURWAAAAA! - ryknął Wasyl, prosto w ucho Peszkina. Sławek z wrażenia zleciał ze swojego siedziska, tymczasem w bramce Polaków trzepotała piłka, po golu Xherdana Shaqiriego.
Wyświetlacz prezentował wynik 1:1.
Stało się, nastąpiła dogrywka.
- Panie trenerze, niech pan mnie wpuści na boisko! - jęknął Peszko. - Ja tu nie wytrzymam z Wasylem, jemu odbija!
Każda para świeżych nóg mogła się przydać, Nawałka zatem westchnął i skomenderował.
- Idź no się rozgrzewać, Sławek. Wasyl, co ty wyprawiasz?
- Ja? - zdziwił się Marcin, z miną niewiniątka. - Kompletnie konkretnie nic, panie trenerze!
Dogrywka nie wyjaśniła niczego, zatem przystąpiono do konkursu rzutów karnych. Obie ekipy skupiły się na murawie. Wasyl, nie mogąc wytrzymać napięcia targał się na przemian za czuprynę i za brodę.
No i stało się. Polacy oddali pięć bezbłędnych strzałów, tymczasem jeden ze Szwajcarów sromotnie spudłował. Nadeszła historyczna chwila, byliśmy w ćwierćfinale!
Minuty biegły, a wynik się nie zmieniał. Wydawało się, że jesteśmy już jedną nogą w ćwierćfinale, trener popychał spojrzeniem wskazówki zegara, reszta ławki niemal przestała oddychać, odliczając minuty. Osiemdziesiąta, osiemdziesiąta pierwsza, osiemdziesiąta druga...
- KURWAAAAA! - ryknął Wasyl, prosto w ucho Peszkina. Sławek z wrażenia zleciał ze swojego siedziska, tymczasem w bramce Polaków trzepotała piłka, po golu Xherdana Shaqiriego.
Wyświetlacz prezentował wynik 1:1.
Stało się, nastąpiła dogrywka.
- Panie trenerze, niech pan mnie wpuści na boisko! - jęknął Peszko. - Ja tu nie wytrzymam z Wasylem, jemu odbija!
Każda para świeżych nóg mogła się przydać, Nawałka zatem westchnął i skomenderował.
- Idź no się rozgrzewać, Sławek. Wasyl, co ty wyprawiasz?
- Ja? - zdziwił się Marcin, z miną niewiniątka. - Kompletnie konkretnie nic, panie trenerze!
Dogrywka nie wyjaśniła niczego, zatem przystąpiono do konkursu rzutów karnych. Obie ekipy skupiły się na murawie. Wasyl, nie mogąc wytrzymać napięcia targał się na przemian za czuprynę i za brodę.
No i stało się. Polacy oddali pięć bezbłędnych strzałów, tymczasem jeden ze Szwajcarów sromotnie spudłował. Nadeszła historyczna chwila, byliśmy w ćwierćfinale!
Z okazji awansu do ćwierćfinału następny dzień był
wolny od pracy. Nie licząc obowiązkowej godzinki na siłowni nasi reprezentanci
mogli się zregenerować. Mecz Chorwatów z Portugalią z soboty wieczór wyłonił
zwycięzcę. Nieoczekiwanie była nim drużyna z Cristiano Ronaldo na czele z czego
Polacy cieszyli się dokładnie tak samo jak Portugalczycy.
Kuba dostał enigmatycznego smsa : „Oszczędzajcie tylko moje nogi wy taniochy jedne!”.
Kuba dostał enigmatycznego smsa : „Oszczędzajcie tylko moje nogi wy taniochy jedne!”.
- Taniochy? Któremu się nudzi?- pokazał wiadomość
chłopakom przy stoliku.
Fabian zauważył dwa byki ortograficzne w angielskim.
Fabian zauważył dwa byki ortograficzne w angielskim.
- Który u nas słabo po angielsku pisze? Peszkin? –
zapytał golkiper.
- Peszkin?- zarechotał Boruc. – On wcale po angielsku
nie pisze. Raz jak mi składał życzenia to nie wiedziałem w jakim to było
języku.
- Może to ktoś z Portugalii?-zauważył Grosik. –
Który to się nas tak boi? Quaresma? Nani?
- Jedyny, kto przychodzi mi do głowy to Ronaldo. –
zachichotał Kuba.
- I słusznie podobno po tych dwumeczach z Realem,
już nigdy nie chciał trafić na ciebie i Piszcza. - Krychowiak posmarował sobie
kurasanta dżemem z pomarańczy.
- Chyba mnie. – wtrącił się Lewy. – Ostatecznie to
ja strzeliłem Casillasowi cztery gole.
- Casillasowi?- zabulgotał Piszczu z resztkami
jajecznicy w ustach. – Przecież on miał wtedy złamaną rękę.
- A faktycznie. – potwierdził Kuba.
- Guzik tam wiecie. – parsknął Lewy, ale momentalnie
spojrzał w łagodne oczy Fabiana. Ten zaś nie musiał się nawet odzywać, żeby
kapitan skorygował swoją wypowiedź. – A faktycznie, zwracam wam honor!
- Pax panowie chrześcijany. – do rozmowy wtrącił się
Wasyl tonem co najmniej patriarchalnym.- Nie ważne kto to, ważne że się boi.
- Amen. – zakończył Peszkin. – A teraz powiedzieć
mi, kto zeżarł mojego kurasanta?
Zośka postanowiła w ciągu dnia unikać Krychy i
wyjaśnić mu wszystko wieczorem. Cały dzień
zajęło jej przebrnięcie przez jeden z rozdziałów swojej pracy
doktoranckiej, której końca nie było widać. Jako, że kolacja miała być o
dwudziestej pierwszej, bratanica Nawałki postanowiła przejść się wzdłuż plaży i
pomyśleć. Wymknąwszy się z hotelu odnalazła kamienną drużkę pomiędzy różowymi i białymi oleandrami prowadzącą wprost na plażę. O tej porze plażowiczów już
dawno nie było, nawet wszędobylskie mewy odfrunęły na nocleg. Atlantyk tego
dnia był z lekka niespokojny, na mostku ratowników zawisła czerwona flaga-
informująca o zakazie wchodzenia do wody.
Zośka ściągnęła sandały i z nimi w dłoniach udała się na spacer wzdłuż plaży, wzburzony ocean raz po raz wtłaczał na piach morskie bałwany. Morska
woda przyjemnie chłodziła stopy dziewczyny, zapadające się w mokrym i miękkim
piachu. Słońce powoli chowało się za widnokręgiem, kładąc na tafli oceanu
złocisto-czerwone refleksy. Obrazek jak z pocztówki wakacyjnej. Nawałkówna
żałowała że nie zabrała ze sobą aparatu, takie chwile były warte uwiecznienia a
ona oprócz owadów uwielbiała także fotografię.
Zamyślona nie zauważyła skradającej się od strony
hotelu ex dziewczyny, Krychy, Celii.
Francuzka człapała przez piach w dziesięciocentymetrowych espadrylach, na sobie miała zwiewną sukienkę odsłaniającą pośladki gdy tylko się nachyliła. Włosy imały się niekorzystnym, morskim warunkom i cały czas były perfekcyjnie ułożone i rozpuszczone. Dogoniwszy Zośkę, Celia złapała ją za poły koronkowego bezrękawnika.
Francuzka człapała przez piach w dziesięciocentymetrowych espadrylach, na sobie miała zwiewną sukienkę odsłaniającą pośladki gdy tylko się nachyliła. Włosy imały się niekorzystnym, morskim warunkom i cały czas były perfekcyjnie ułożone i rozpuszczone. Dogoniwszy Zośkę, Celia złapała ją za poły koronkowego bezrękawnika.
- Ty! Zatrzymaj się!- pisnęła po francusku. – Musimy
coś sobie wyjaśnić.
Zośka odwróciła się patrząc na byłą dziewczynę
Krychy. Spojrzała w ciemne oczy panny Januat, jej długie rzęsy którymi
trzepotała na widok Grześka jak napalona nastolatka. Ściśnięty biust
nasmarowany samoopalaczem z drobinkami złota miała niemal pod brodą. Była
prawdziwą seksbombą, za którą wodzili oczami mężczyźni w każdym wieku.
- Czego chcesz?!- zapytała Zośka.
- Grzegorza! – odpowiedziała wprost. – Chcę go mieć
z powrotem dla siebie.
Zośka popatrzyła na wypozowaną Celię i wybuchła
niepohamowanym śmiechem. Do oczu napłynęły jej łzy, zupełnie rozmazując
maskarę, pomimo tego że była wodoodporna.
- Przepraszam, ale czy ty jesteś normalna?- zapytała
nadal się śmiejąc.
- Czym cię tak rozbawiłam?- ciemne oczy Francuzki
zwężyły się w szparki. – Masz się odczepić od Grześka. Tylko na siebie spójrz!
Kim ty jesteś? Od rana zajmujesz się robalami nie pasujesz do luksusowego życia
dziewczyny piłkarza. Co to za szmaty masz na sobie?- słowa Celii cięły jak
brzytwa.
Zośka nie była jednak istotą strachliwą i słowa
Celii nie miały dla niej żadnego znaczenia.
- Słuchaj, ty wytapetowana, złośliwa i głupia
lampucero! Kim ty jesteś żeby tak się do mnie zwracać?! Będę się spotykała z
Grześkiem czy tego chcesz czy nie chcesz! Guzik mnie obchodzi czy pasuję do
luksusów czy nie pasuję. Myślałby kto, że ty urodziłaś się córką oligarchy.
- Ja jestem piękna!
- A ja jestem mądra. – odcięła się Zośka. – I mam czarny pas taekwondo, jeśli nie zamkniesz tej głupiej jadaczki to pogadamy inaczej.
- A ja jestem mądra. – odcięła się Zośka. – I mam czarny pas taekwondo, jeśli nie zamkniesz tej głupiej jadaczki to pogadamy inaczej.
- Jesteś chora psychicznie! – Celia odsunęła się od
Zośki jakby ta była trędowata.
- Uważaj. – syknęła Nawałkówna. - powiedziawszy to
zawróciła i ruszyła do hotelu. Ciśnienie buzowało w niej jak bąbelki w
szampanie.
Co tam paskudna pluskwa wymyśliła? Fakt. Zośka do
fashionistek nie należała a ciuchy kupowała rzadko, najczęściej na zakupy
ciągnęła ją Lena albo ciotka Kaśka. Ale bez przesady nie wyglądała jak
babochłop, chadzała do kosmetyczki i miała zadbane włosy i paznokcie.
Rozmyślając nad pyskówką z Celią ,nie zauważyła
idącego z naprzeciwka Krychy i wpadła w niego, z impetem odbijając się od
muskularnej klaty. Gdyby nie refleks pomocnika padłaby na posadzkę nakrywając
się nogami.
- Zosia, wszystko w porządku?- Grześ trzymał ją
delikatnie za ramiona a jego ciemnoszare oczy zajrzały w jej błękitne.
Gdyby Zośka była omdlewającą firaną zapewne teraz
zwisałaby z jego ramion, ale niestety należała do grona bab z mentalnymi jajami
i nie miała w zwyczaju mdleć.
- W porządku. – odpowiedziała zdenerwowana. – Ale musimy
porozmawiać.
- Dla ciebie wszystko - rzekł namiętnie Grzegorz,
przeginając ją w tył jak Rhett Butler Scarlett O'Harę.
- Wolałabym - zauważyła Zośka - rozmawiać w pozycji pionowej. Przynajmniej z grubsza.
- Och, oczywiście - stropił się Grześ, wypuszczając ją z objęć.
Tymczasem na plaży, hen za ich plecami, nagła fala rozbiła się o brzeg, oblewając Celię morską wodą i niszcząc jej kunsztownie ułożoną koafiurę.
- Sacrebleu! - wrzasnęła Celia, po czym dorzuciła przekleństwo, którego nauczyła się od byłego. - Kuhhhhwa mać!
Tymczasem Grzegorz i Zośka usiedli sobie na ławeczce pod oleandrem, obok którego ustawiono palmę w donicy, by kontynuować rozmowę.
- No więc o czym chciałaś rozmawiać? - zapytał Grześ, zdenerwowany niczym w czasach szkolnych przed klasówką z fizyki.
- O nas, Grzesiu, o nas - odparła Zośka. - Bo widzisz...
- Tak? - Krycha czuł, że pocą mu się dłonie, a fryzura mięknie.
- Ja chyba trochę przegięłam - wyznała Zośka. - Odrobinę mnie poniosło.
- Troszeczkę - Grześ wyszczerzył lśniące, białe zęby w szerokim uśmiechu.
Zośka zmarszczyła brew i uśmiech natychmiast znikł z jego twarzy.
- Widzisz - brnęła. - Zależy mi na tobie. Nawet bardzo.
Krychowiak nie powiedział nic, za to zapłonął takim wewnętrznym blaskiem,że gdyby ustawić go na brzegu morza, mógłby robić za latarnię morską.
- I nie mam nic przeciwko byciu twoją dziewczyną - kontynuowała Nawałkówna. - Ale do cholery to ja powinnam o tym zadecydować!
- Tak, wiem - rzekł smętnie Grześ. - Wasyl i Błaszczu mi to tłumaczyli... I Fabian...
Zośka poczuła chęć ufundowania wymienionym bukietu kwiatów. Albo lepiej, bukietu piw.
- No to już rozumiesz - rzekła.
- To ten... - Grzegorz odchrząknął. - Zechcesz zostać moją dziewczyną?
- Zechcę - odparła Zośka.
Chwilę później Wasyl meandrował między oleandrami, szukając zacisznego miejsca, by pogadać przez telefon z własnymi dziećmi, których, tak się złożyło, we Francji nie było. Ominął kępę różowych, za którą, jak wiedział, stała całkiem miła ławeczka, trafił twarzą w palmowe liście, po czym, oślepiony, niemal wlazł na parę, wspartą o palmową donicę. Rozpoznawszy w całujących się namiętnie zakochanych Grzesia i Zośkę, czym prędzej zdusił cisnące mu się na usta przekleństwo i wycofał się stamtąd na paluszkach.
____________________________________________________________________
- Wolałabym - zauważyła Zośka - rozmawiać w pozycji pionowej. Przynajmniej z grubsza.
- Och, oczywiście - stropił się Grześ, wypuszczając ją z objęć.
Tymczasem na plaży, hen za ich plecami, nagła fala rozbiła się o brzeg, oblewając Celię morską wodą i niszcząc jej kunsztownie ułożoną koafiurę.
- Sacrebleu! - wrzasnęła Celia, po czym dorzuciła przekleństwo, którego nauczyła się od byłego. - Kuhhhhwa mać!
Tymczasem Grzegorz i Zośka usiedli sobie na ławeczce pod oleandrem, obok którego ustawiono palmę w donicy, by kontynuować rozmowę.
- No więc o czym chciałaś rozmawiać? - zapytał Grześ, zdenerwowany niczym w czasach szkolnych przed klasówką z fizyki.
- O nas, Grzesiu, o nas - odparła Zośka. - Bo widzisz...
- Tak? - Krycha czuł, że pocą mu się dłonie, a fryzura mięknie.
- Ja chyba trochę przegięłam - wyznała Zośka. - Odrobinę mnie poniosło.
- Troszeczkę - Grześ wyszczerzył lśniące, białe zęby w szerokim uśmiechu.
Zośka zmarszczyła brew i uśmiech natychmiast znikł z jego twarzy.
- Widzisz - brnęła. - Zależy mi na tobie. Nawet bardzo.
Krychowiak nie powiedział nic, za to zapłonął takim wewnętrznym blaskiem,że gdyby ustawić go na brzegu morza, mógłby robić za latarnię morską.
- I nie mam nic przeciwko byciu twoją dziewczyną - kontynuowała Nawałkówna. - Ale do cholery to ja powinnam o tym zadecydować!
- Tak, wiem - rzekł smętnie Grześ. - Wasyl i Błaszczu mi to tłumaczyli... I Fabian...
Zośka poczuła chęć ufundowania wymienionym bukietu kwiatów. Albo lepiej, bukietu piw.
- No to już rozumiesz - rzekła.
- To ten... - Grzegorz odchrząknął. - Zechcesz zostać moją dziewczyną?
- Zechcę - odparła Zośka.
Chwilę później Wasyl meandrował między oleandrami, szukając zacisznego miejsca, by pogadać przez telefon z własnymi dziećmi, których, tak się złożyło, we Francji nie było. Ominął kępę różowych, za którą, jak wiedział, stała całkiem miła ławeczka, trafił twarzą w palmowe liście, po czym, oślepiony, niemal wlazł na parę, wspartą o palmową donicę. Rozpoznawszy w całujących się namiętnie zakochanych Grzesia i Zośkę, czym prędzej zdusił cisnące mu się na usta przekleństwo i wycofał się stamtąd na paluszkach.
____________________________________________________________________
Witajcie!
Po miesięcznej przerwie zapraszamy Was na dziewiątkę.
Po miesięcznej przerwie zapraszamy Was na dziewiątkę.
Życzymy miłego czytania Fiolka&Martina :)
poniedziałek, 25 lipca 2016
Rozdział VIII- Z moim parasolem jest wszystko w porządku.
Krychowiak czym prędzej zaciągnął Celię do hotelowego ogrodu, aż biedaczka prawie połamała nogi, gdyż miała na nogach nowiuteńki louboutiny wysadzane kryształami Svarowskiego.
- Pysiulku…-jęknęła – Bolą mnie nogi jak tak gonisz.
- Cicho siedź!- syknął Krycha- Co tutaj robisz?!
Celia zatrzepotała sztucznymi rzęsami.
- Gzesiu…ja zrozumiałam że kocham tylko ciebie. Mon amour! Byłam głupia ale zrozumiałam swój błąd.
- Co ty pieprzysz?! – Grzesiek ledwo wytrzymywał. – Pieprzyłaś się w kiblu z jakimś arabskim księciem co sra zielonymi a teraz przyłazisz do mnie?
- On ma dwie żony, nigdy nie mogłabym być tą trzecią!
- A ja co jestem skup przedmiotów używanych?- warknął. Nigdy nie powiedziałby tak o kobiecie, ale ta bezczelna baba doprowadziłaby świętego do ostateczności.
- Nie mów tak!- chlipnęła a po jej wypudrowanym policzku spłynęła pojedyncza, kryształowa łza. - Ja cię naprawdę kocham!
W tym momencie zza różowych oleandrów wyłoniła się Zośka notując coś w swoim ipadzie. Na widok Grześka kłócącego się z długonogą francuską pięknością zamarła ze zdziwienia.
- Zosia? Co tutaj robisz?
- Szukałam okazów do pracy, ale chyba przeszkadzam. Już się zmywam.
- Nie!- wrzasnął Krychowiak biorąc ją w objęcia. – Celia, to jest moja dziewczyna, Zofia.
- Jaka dziewczyna?!- zapytały równocześnie jedna po francusku, druga po polsku.
- No moja - rzekł Grześ po polsku, po czym zaraz przetłumaczył na francuski.
Celia odęła usta, natomiast Zośka uniosła brew.
- Jak mogłeś mi to zrobić? - prychnęła Francuzka. - Zdradzasz mnie?!
- Mógłbyś mnie najpierw zapytać o zdanie - rzekła Polka chłodno.
- Ja cię zdradzam?! - ryknął Grzegorz po francusku. - Ja?! A co ty z tym szejkiem w sraczu uprawiałaś, aerobik?!
Celia zacisnęła usta.
- Nie będę wam przeszkadzać - rzekła Zośka, w dalszym ciągu chłodno. - Wyjaśnijcie sobie to nieporozumienie.
To rzekłszy oddaliła się w głąb ogrodu, udając przed sobą samą, że w tej chwili interesują ją wyłącznie koziorogi dębosze i nic innego.
Po obiedzie piłkarze dostali czas wolny. Stęskniony za Leną Piszczu wdrożył podstęp, to jest napuścił na Nawałkę Kubę i Wasyla. Wciągnęli oni trenera w długą i zawiłą rozmowę o Peszkinie, utalentowanej młodzieży ze szczególnym uwzględnieniem Kapiego, strategii na Ukrainę i wielu innych kwestiach. Adam z początku odrobinę się opierał, pchany potrzebą zlokalizowania córki i jej wielbiciela, potem jednak konwersacja zajęła go tak, że zapomniał o bożym świecie.
Korzystając z tego Piszczu i Lena przemknęli na najbardziej zaciszny zakątek plaży, po czym zaraz osunęli się na piasek, całując się bez opamiętania.
- Już myślałem - zamruczał Łukasz między jednym pocałunkiem, a drugim - że już nigdy nie zgubimy twojego ojca...
- Prawie zwariowałam przez niego - odmruczała Lena, mierzwiąc Piszczowi włosy.
Kiedy się nasycili sobą, po prostu leżeli na piasku, Łukasz z rękami pod głową, Lena wsparta na jego piersi.
- Pamiętam, kiedyś zobaczyłam cię na Plantach - rzekła z rozmarzeniem. - Miałeś najbardziej błękitne oczy jakie w życiu widziałam...
- Ty mnie wtedy zauważyłaś? - zdumiał się Łukasz.
- Oczywiście - zaśmiała się Lena. - Patrzyłeś na mnie jak zahipnotyzowany, trudno było tego nie zauważyć. Spodobałeś mi się wtedy, wyglądałeś prawie jak młody elf, tylko nie miałam odwagi się do ciebie odezwać.
- Ja też nie miałem odwagi - wyznał Piszczu. - Gdzie ja do takiej pięknej dziewczyny...
Lena uniosła się lekko i pocałowała go najpierw w czubek nosa, potem zaś w usta.
- Nie gadaj głupot - rzekła czule. - A najlepiej w ogóle nie gadaj, nie wiadomo czy tata się nie zdołał wyrwać z rąk chłopaków...
Łukasz posłusznie zamilkł i zabrał się ponownie do całowania.
Dwa dni przed meczem z Ukrainą kadra stawiła się w upalnej Marsylii. Po kolacji i wieczornej odprawie kadrowicze rozeszli się do swoich pokojów.
Kuba był skonany jak pies, źle znosił upały w dodatku pobolewało go gardło. Wiedział że meczu z Ukraińcami wejdzie co najwyżej z ławki rezerwowych, gdyż po meczu z Niemcami obaj z Piszczem przebiegli kilometry na boisku, poza tym Kuba wspomagał przyjaciela w defensywie.
W hotelu Pullman zapadła błoga cisza, Nawałka sprawdziwszy czy wszyscy są w swoich pokojach ,a Sławomir nie włóczy się po barach, składzikach i innych podejrzanych miejscach,wreszcie mógł spokojnie odetchnąć.
Krycha uwolnił się chwilowo od Celii, która nie przyjechała za nim do Marsylii. Niechcący zraził też do siebie Zośkę, która od akcji z jego ex, unikała go jak zarazy.
Kuba pożegnawszy się z Agatą i ucałowawszy córeczki, wrócił na piętro kadry. Czym prędzej zmył z siebie trudy całego dnia i rąbnął się do łóżka jak go Pan Bóg stworzył. Zakopany w pościel niczym egipska mumia, pochrapywał z cicha.
Światła na hotelowych korytarzach wyregulowano do przyjemnego półmroku.
Agata, uśpiwszy córki zauważyła że na stoliku został iphone, Kuby. Postanowiła zanieść mu telefon, gdyż wiedziała że małżonek będzie go rano szukał.
Wsiadłszy do windy od razu wcisnęła na panelu przycisk najwyższego piętra. Drzwi cicho szurnęły gdy otwierając drogę na korytarz. Gdy żona Błaszczykowskiego szła w stronę jego pokoju dostrzegła z daleka postać odzianą li i wyłącznie w błyszczące w ciemnościach, jarzeniowe stringi.
Owa postać kierowała się wprost do pokoju zajmowanego przez Kubę. Błaszczykowska czym prędzej ruszyła korytarzem, łapiąc w ostatniej chwili za włosy skradającej się babki. W dłoni zostało jej sztuczne pasmo włosów.
- Ja ci dam skradać się do mojego męża! -wrzasnęła Agata.
- Auaaaaa.- pisnęła kobieta, odwracając się ku żonie Kuby. - Porąbało cię?! Psycholka!
Jej sterczące, sztuczne piersi od razu rzuciły się w oczy.
- Psycholka?! - syknęła Agata. - Nie masz wstydu? Gdzie lazłaś?
- Do Kuby a co cię to obchodzi?
- Co mnie to obchodzi?! To mój mąż!
- Ja go kocham!- darła się psychofanka Błaszcza.
Na korytarzu zaroiło się od obudzonych kadrowiczów, Kuba wybiegł z pokoju jak poparzony. Na widok swojej stalkerki zamarł jak rażony piorunem. Na korytarz wypadł też Faken z obnażoną klatą w bokserkach z serduszkami.
Wiśnia, który pojawił się niezapowiedziany niczym hiszpańska inkwizycja, od razu zaczął filmować.
- Co tu się faken, kurde, faken dzieje?!- wrzasnął Nawałka. - Czemu panie tak się faken, awanturują?!
- Ona wyrwała mi włosy!- rzekła stalkerka zupełnie nie zrażona faktem, że jej gołe piersi ogląda cała kadra i sztab szkoleniowy.
- A dlaczego pani, faken jest naga?- zapytał wstrząśnięty Nawałka.
- Bo szłam uprawiać seks!- odpowiedziała niezrażona kobieta.
- Ja ci dam seks!- wrzasnęła Agata. - Kudły ci powyrywam! Kuba co ona tu robi?
Błaszczykowskiego odblokowało.
- Nie wiem. - odpowiedział zgodnie z prawdą.
- Ale ja wiem! - Lewy wyszedł przed szereg z miną pełną satysfakcji. - To kochanka Kuby, wysyła mu swoje majtki i inne sprośności. - uśmiechnął się kątem ust.
- A jebnąć ci?!- wkurzony Kuba rzucił się w stronę kapitana, w ostatniej chwili złapał go jednak Jędza i Fabian.
- Tylko spróbuj ty dewiancie. - parsknął Lewy.
- Kuba, czy to prawda?- zapytała blada Agata.
- Nieprawda. - w obronie przyjaciela stanął Wasyl. - Ta pani prześladuje Błaszcza i wysyła mu te wszystkie rzeczy a także smsy i mmsy z nowych numerów.
- Potwierdzam. - przytaknął Piszczu.
- Akurat - prychnął Lewy i chciał powiedzieć coś jeszcze, ale w tym momencie do jego ucha nachylił się Łukasz Fabiański.
Fabian, nie zmieniając ani na sekundę właściwego sobie wyrazu twarzy lekko zaspanego misiaczka-przytulaczka, wysyczał mu do ucha co następuje:
- Bobciu, ani słowa więcej, bo się wszyscy dowiedzą, co twoja żoneczka każe ci robić ostatnio w łóżku.
Robert wybałuszył oczy.
- Ale...
- Wszystko ujawnię - zapewnił Fabian tym samym syczącym szeptem. - Pejczyki, wiązanko, lateksowe gatki. I to, że zanim przeczytała Greya, kręcił ją strój króliczka Playboya,a nie ona go wtedy nosiła. Dowiedzą się chłopaki i media.
Lewy cofnął się w tłumek tak daleko, że aż trafił plecami na ścianę, tymczasem wielbicielka Kuby nie dawała za wygraną.
- No i co się tak gapisz? - warknęła do Agaty. - On jest mój!
Wykonała ruch w stronę Kuby, ale nie doceniła furii jego małżonki. Wkurzona do białości Agata chwyciła pełną garścią włosy psychofanki, powlokła ją korytarzem, aż do schodów, po czym, nie zwracając uwagi na jej kwiki i protesty, ustawiła ją na pierwszym stopniu i wymierzyła potężnego kopniaka w tyłek.
Intruzka potoczyła się po okrytych puszystym chodnikiem stopniach, aż na podest. Kadra i sztab wstrzymały oddech, widząc, że padła bez ruchu, po chwili jednak ruszyła się, jęknęła, po czym wybuchła straszliwym wrzaskiem.
- Tipsa mi złamałaaaaaaaaaaaaaaaaaaaś! - wyła, demonstrując uszkodzony pazur. - Ty sadystko! Do sądu cię podam!
- Pokaż się tu jeszcze, a ci nogi połamię! - wrzasnęła Agata. - Zbliż się do Kuby na odległość mniejszą niż dziesięć metrów, a zobaczysz! Tak ci gębę pobronuję, że ci cały plastik na wierzch wypłynie!
Psychofanka pokazała wszystkim język i z godnością odeszła, Kuba zaś patrzył z lekkim niedowierzaniem na swą zazwyczaj niezmiernie spokojną i łagodną małżonkę.
- Aguś, co w ciebie wstąpiło? - zapytał, przytulając ją.
- Nie będzie mi się żadna latawica do ciebie kleiła - oznajmiła Agata stanowczo. - Jesteś moim mężem, kocham cię i po moim trupie będą się na tobie wieszać takie plastikowe szlory!
Kuba w milczeniu ucałował żonę w usta, Wasyl zaś uświadomił sobie, że gapienie się na Błaszczykowskich w tej sytuacji jest ciut niestosowne.
- Panowie, może by tak do łóżeczek wrócić? - zasugerował gromko.
- O, faken, racja! - ocknął się Nawałka. - Jazda mi, faken, wszyscy spać, bo jutro będziecie, faken nieprzytomni! Dobra, faken, noc!
Pozostawiając Błaszczykowskich wciąż wtulonych w siebie, panowie posłusznie rozeszli się do pokojów. Na odchodnym Fabian klepnął Lewego w łopatkę, uśmiechnął się uroczo i rzekł:
- Pamiętaj, Bobciu, ani słowa o Kubie, ani do Kuby na te tematy, jasne?
- Jasne - wymamrotał Lewy, patrząc jak Fabian znika w pokoju sąsiadującym z jego lokum. Skąd on to wszystko wiedział?
Robert nie miał pojęcia, że skutkiem jakiegoś defektu budowlanego, ścianka dzieląca ich pokoje, była cokolwiek mało dźwiękoszczelna, zwłaszcza w tym miejscu, gdzie stało łóżko Fabiańskiego. Biedny bramkarz, kładąc się spać otrzymywał darmowe słuchowisko z życia seksualnego Lewandowskich.
Podczas porannej kawusi przy jednym ze stolików podjęto dość kontrowersyjny temat.
- Chłopaki znalazłem w internecie super sennik. Dokładna analiza snu i znaczeń. - rzekł podekscytowany Grosik.
- No ale po cholerę nam taka analiza? - zapytał sceptyczny Boruc. - Sen to sen.
- No właśnie nie, bo podświadomość wysyła nam różne sygnały. - odpowiedział Kamil. - To jak coś wam się śniło?
- Mi się śniło! - wtrącił się Wasyl. - Spadam z dachu i łamie mi się parasol a potem wpadam do wody i płynie na mnie okręt.
Grosik skrzętnie zanotował wszystko w aplikacji a potem wcisnął eneter.
- Poczekajcie chwilę analizuje. - odpowiedział. Po chwili na ekranie pojawiło się znaczenie snu.
- Dach to kobieta, nie potrafisz radzić sobie ze swoją partnerką, parasol oznacza problemy z potencją a okręt to obawa przed utratą męskości w oczach kobiet"- przeczytał na głos Kuba. - No, no Wasylku chyba powinieneś naprawić parasol.
Brunet spojrzał na kumpla z mordem w oczach.
- Z moim parasolem jest wszystko w porządku. - rzekł z godnością.
Boruc ryknął śmiechem.
- Ze stałą stanowczością stwierdzam, że powinieneś umoczyć nieco swój pa...pędzel. - w błękitnych oczach bramkarza pojawiło się coś, co kiedyś posłanka Hojarska nazwała pieszczotliwie "kurwikami".
Konwersację podsłuchał przechodzący obok doktor Jaroszewski, uśmiechając się przebiegle niczym don Pedro.
- Arczi, tylko żebyś czasem ty nic nie moczył, bo się znowu zaklinujesz i będzie trzeba....ekhm...odtykać. A nie mam już więcej kreta. - poruszył zabawnie brwiami i odszedł w stronę stołu z ulubionymi kurasantami Peszkina.
- Jakiego kreta?- chciał wiedzieć Grosik.
- Nie twoja sprawa. - mruknął Boruc.
Tymczasem Krycha przybył na śniadanie głęboko nieszczęśliwy. Zmierzając bowiem do jadalni, zdybał w lobby Zośkę.
- Czy możemy pogadać? - zapytał błagalnie.
- O czym mianowicie? - wionęło od niej chłodem jak z komory kriogenicznej.
- O tym co zaszło, no wiesz, bo ja cię chyba czymś uraziłem i nie chcesz ze mną gadać, więc chciałem to wyjaśnić! - wyrzucił z siebie Grześ jednym tchem.
- Nic nie zaszło - odparła Zośka lodowato. - Nie mamy o czym mówić.
Po czym odeszła, a on został, z miną szczeniaka, moknącego na wycieraczce w jesiennej szarudze.
Przy śniadaniu zamiast jeść, wzdychał tylko w filiżankę z kawą, popatrując co jakiś czas w stronę niedostępnej niczym szczyty Karakorum ukochanej i nerwowo drobiąc croissanta na malutkie kawałeczki.
Taki nastrój Grzesia nie mógł umknąć uwadze siedzącego obok Wasyla, który przystąpił do indagacji z właściwą sobie delikatnością rozpędzonego czołgu.
- No, co jest, Grzechu? - zagaił, a ponieważ Krycha nie odpowiadał, pocisnął mocniej. - No nie wstydź się chłopie, powiedz wujkowi Wasylowi co masz na wątrobie! Przecież widzę, że coś cię gryzie!
Grzegorz westchnął, aż ze stojącego przed nim bukieciku poleciały listki i wylądowały na talerzu Kuby.
- Ej no, co ty? - zaprotestował Błaszczu, wydłubując listowie z dżemu na kurasancie.
- Problem ma - streścił Wasyl.
- Jaki? - Kuba nastawił uszu.
- Zośka - rzekł rzewnie Grzegorz. - Panowie, ja się w niej zakochałem! A ona mnie nie chce!
Streścił im całą awanturę z udziałem Celii, po czym dodał:
- Co ja takiego palnąłem, że się na mnie obraziła? Chłopaki, poradźcie coś! Pomóżcie mi ją na nowo uwieść!
- To będzie dosyć trudne - rzekł Wasyl. - Bo w ogóle nie kumam o co jej chodzi.
- Ej, a może poprosić Lenę o pomoc? - Kuba kopnął delikatnie pod stołem Piszcza, który właśnie wymieniał powłóczyste spojrzenia z córką trenera. - Piszczało, kolega jest w potrzebie!
Fabian uśmiechnął się znad swojej kawy.
- Kącik porad sercowych Kubulka i Wasylka - zamruczał leniwie.
________________________________________________________
Witajcie!
W ten piękny, lipcowy dzionek lądujemy z ósemką!
Endżojcie i czytajcie!
Pozdrawiamy Fiolka&Martina :)
piątek, 15 lipca 2016
Rozdział VII - O, Fabian, podaj mi kurasanta
Wreszcie nadszedł dzień meczu z Niemcami. Wielu spodziewało się krwawej porażki, tymczasem polska reprezentacja zremisowała z zachodnimi sąsiadami i to bezbramkowo, co oznaczało, że wprawdzie sami nie strzelili, ale i bramki nie stracili, co niewątpliwie było zasługą Pazdana i Glika, a także Fabiana, który lśnił formą.
Wasyl z nerwów żuł jeden listek gumy po drugim, mieląc nieustannie swą potężną szczęką. Widząc, że stoper zlikwidował już jedną paczkę przysmaku i otwiera drugą, Kapi zaczął się nabijać.
- Marcin,a może gumową kość chcesz? Taką jak dla szczeniaków? - zaproponował, chichocząc.
Siedzący obok Szczęsny spojrzał na pracujące mięśnie żuchwy Wasilewskiego, po czym przyciął jeszcze mocniej.
- Daj mu lepiej taką dla dorosłego pitbulla, dla szczeniaków wykończy od razu.
- Weźcie się odpieprzcie - odparował Wasyl, nerwowo podrygując kolanem. - Odzwyczajam się od gryzienia pazurów.
- Wasylek się przejął - zarżał Wawrzyn. - Bo faneczki na necie napisały, że ogryzanie paznokci jest obrzydliwe.
- To wcale nie dlatego - mruknął Marcin, a spod brody oraz opalenizny na jego twarzy jął przebijać rumieniec.
- Dobra, dobra, już ja wiem co ty na fejzbuniu czytasz - rzekł złośliwie Kuba.
Paczkę gumy później sędzia odgwizdał koniec meczu i cała ławka rezerwowych odetchnęła z ulgą, trener zaś wyglądał jakby mu z serca spadł głaz o rozmiarach Giewontu.
Kiedy Lena zeszła z trybuny, zaczęła mieć wrażenie, że znalazła się przez przypadek w "Samych swoich", a jej ojciec zamienił się w Pawliaka. Nie reperował wprawdzie drzwi, za to bardzo się starał, żeby Piszczu nie miał okazji zostać sam na sam z jego córką. Ledwie znalazła się na płycie boiska, on już wypchnął Łukasza przed kamery, żeby wywiadu udzielił. Kiedy zaś Łukasz wywiad zakończył, Nawałka owszem, pozwolił im porozmawiać, ale cały czas stał obok, łagodnie się uśmiechając. Trudno oddawać się wichrom namiętności, gdy ojciec i przyszły teść w jednym stoi obok, pochrząkując od czasu do czasu znacząco.
To się nie zmieniło, gdy wrócili do La Baule, ba, wydawać się mogło, że Adam przyczepił swej córce chipa z lokalizatorem, bo wyrastał znienacka tam, gdzie się go nikt nie spodziewał, a najmniej para zakochanych. Wymknęli się do ogrodu, a tam Nawałka udawał, że w skupieniu fotografuje róże, poszli na plażę, a tam Faken brodził w morskich falach, niby to wpatrując się w dal, wyszli na taras, proszę bardzo, Adam już ścierał niewidoczną plamkę po drugiej stronie okiennej szyby.
- Ja zwariuję! - Piszczu szlochał na zbiorowym łonie swych kolegów pewnego wieczoru. - Nie mamy ani chwili dla siebie! Albo mi dowala jakieś dziwne zajęcia, albo nas śledzi, Sherlock pieprzony! On jest, kurwa, wszędzie!
Błaszczu, Marcin, Fabian, Glik i Krycha pokiwali ze zrozumieniem głowami.
- Ciesz się, że ci jeszcze drzwi pokoju z zawiasów nie zdjął - zauważył Kamil.
- Wcale się nie zdziwię jak to zrobi - odparł ponuro Łukasz. - Mamy przesrane.
- Nie tylko wy - mruknął Błaszczu. - Ta laska od stringów uczepiła się mnie jak rzep psiego ogona. Esemeski, ememeski, rzygać mi się chce już od tych jej pontonów.
- Zablokuj ją - zasugerował Fabian.
- Kurwa, dwa razy blokowałem jej numer! - parsknął Kuba, wyraźnie wściekły. - Za każdym razem zaczyna z nowego! A w nocy mi powiesiła na klamce swój cyckonosz, ledwie go rano zdążyłem zdjąć i wyrzucić.
- Trzeba było zachować - wyrwało się Wasylowi.
- A na cholerę mi on? - zdziwił się Kuba.
- W razie gdyby samolot podłapał awarię jak będziemy wracać do Polski - wyjaśnił Marcin. - Będziesz miał spadochron, jak znalazł!
Tymczasem Lewy leżał na łóżku zupełnie wyczerpany, sapiąc jak miech kowalski. Przyczyną owego zmęczenia była jego małżonka, wychodząca właśnie spod prysznica. Jako że zbliżała się ich trzecia rocznica ślubu, Anka chciała urozmaicić ich życie erotyczne i wprowadzić kilka pikantnych udogodnień. Przywiązała się do łóżka dając mu pejcz i każąc okładać ją po tyłku.
- Robbie, ale dlaczego nie możemy mieć w Monachium pokoju bólu? - zapytała tuż po ich "upojnym tete a tete. - Przecież będzie fajnie!
- Yhm...- mruknął Lewy. - Nie chcę być okładany pejczami i łapany za genitalia. Bolą mnie jądra!
- Ależ daj spokój. - machnęła ręką jakby chciała odgonić namolną muchę. - Zachowujesz się jak zgrzybiały dziadyga, po misjonarsku najlepiej w ciemnościach i lulu. Ja chcę czuć podniecenie, chcę czuć że mnie pożądasz!
Lewandowski spojrzał na nią spod łba.
- Anka, ostrzegam cię! Nie jestem jakimś fetyszystą i zboczeńcem!
- Grey ne był zboczeńcem...- powiedziała urażona. - On był człowiekiem z pasjami!
- Kurwa, Anka to jest wytwór chorej wyobraźni jakiegoś niewyżytego babska co to mąż ją niedostatecznie zaspokaja! Rusz głową czy normalni ludzie ściskają się za genitalia i biją po ciele?
- Uważasz mnie za nienormalną!- małżonka przybrała złowieszczy wyraz twarz. - Jeśli tak to jedź sobie na ręcznym do końca Euro, bo ja nie będę ci usługiwała jak dziewiętnastowieczna mimoza! Nie zaspokajasz mnie ty...ty...pieprzony egoisto! Aha i nie próbuj na czas naszej separacji żreć niezdrowo bo się dowiem!- powiedziawszy to złapała torebkę i trzasnąwszy drzwiami zostawiła go samego.
Na korytarzu minęła się z Zośką Nawałkówną obrzucając ją złowrogim spojrzeniem.
- A tę co ugryzło?- mruknęła do siebie entomolożka.
Z pokoju kapitana reprezentacji wyłonił się on sam odziany jedynie w jaskrawozielone bokserki. Lewy spodziewał się ujrzeć swoją małżonkę nie bratanicę Nawałki.
- Widziałaś może Ankę?- zapytał oblewając się rumieńcem.
A ten co taki wstydliwy? - pomyślała Zocha.
- Szła korytarzem zła jak osa. - odpowiedziała mu. - Pewnie ją złapiesz, ale nie radziłabym paradować po korytarzu w samych gatkach. Wujek krąży w foyer bo Peszkin się gdzieś zagubił.
- Aha. - odpowiedział inteligentnie Robert chowając się do swojego apartamentu.
- Dziwak. - Zośka wzruszyła ramionami wsiadając do windy, gdyż umówiła się z Krychowiakiem na wieczorny spacer po promenadzie.
Lewy zrezygnował z pogoni za małżonką, ta zaś z fochem opuściła hotel udając się do konkurencji gdzie mieszkała część żon.
Po foyer niczym wściekły tygrys w klatce krążył trener Nawałka za nim zaś krok w krok truchtał dyrektor reprezentacji - Tomek Iwan i rzecznik Kuba Kwiatkowski. Do zgromadzonych dołączył również szef PZPN'u- Zbigniew Boniek, zaniepokojony informacjami rozprzestrzeniającymi się po hotelu.
- Adaś ale gdzie ten Peszko przepadł?- zapytał krążącego trenera.
- Faken, kurwa nie wiem!- fuknął trener. - Polazł gdzieś podobno nabąblowany jak młody szpak.
- A czemu się urżnął?- zapytał Tomek Iwan.
- Twierdzi że miał delirkę ze stresu! Jak to wycieknie do sieci to mamy przewalone.Wiadomość o zniknięciu Peszkina rychło dotarła do reszty ekipy. Przeszukano cały hotel, od piwnic po dach, Sławeczka nie było nigdzie. Trener rwał włosy z głowy i ze zdenerwowania prawie zapomniał słów innych niż "faken".
W pokoju Kuby Błaszczykowskiego zwołano pospiesznie naradę wojenną, na którą ściągnięto z randki Krychowiaka i Zośkę. Poza nimi w skład rady weszli Kuba, Piszczu, Fabian, Glik i zdenerwowana potężnie Lena.
Wkraczając na salę Krycha nie krył irytacji.
- No co jest? - burczał. - Czego nas ze spaceru ściągacie, pali się? Lewy pomylił kulki mocy z pigułkami na przeczyszczenie? Czy co?
- Na ksiuty jeszcze będziesz miał czas - odparł Kuba. - Teraz mamy poważny problem, który trzeba ogarnąć. Peszkin się uchlał i przepadł.
- No i? - Krycha wzruszył ramionami. - Też mi nowina.
Zośka popatrzyła na niego z politowaniem.
- Grzesiu, wiatr ci neuronki przewiał na tej plaży? - zapytała kwaśno. - Przecież jeśli ta moczymorda wypłynie uchlana gdzieś w miejscu publicznym, będzie skandal jak cholera. Wszystkie gazety będą piały, nie mówiąc o tym, że wujek może stracić pracę.
- Ona jest zdecydowanie mądrzejsza od ciebie, Krycha - stwierdził Wasyl. Krycha przez chwilę zastanawiał się, czy się nie obrazić, ale zamiast tego wybrał spojrzenie maślanym wzrokiem na Zośkę.
- No i właśnie dlatego musimy go znaleźć! - wybuchnęła Lena. - Nie chcę, żeby tata miał przerąbane przez jakiegoś półgłówka!
Piszczu wypiął pierś.
- Spokojnie, znajdziemy go - rzekł, gotów w razie potrzeby szukać Peszki nawet w Mordorze.
- Jest taki problem - rzekł milczący do tej pory Glik. - On wylazł gdzieś poza hotel, a my się na mieście pokazać nie możemy. Wylot z repry pewny jak nas złapią.
- Wy nie, ale my tak - zauważyła Zośka.
- I co, przyniesiecie same Sławka do hotelu? - zapytał z powątpiewaniem Wasyl. - Było nie było to prawie siedemdziesiąt kilo narwanego pijaczyny.
Kuba uniósł dłoń gestem rzymskiego wodza.
- My pójdziemy, ale nie wszyscy - rzekł. - Wylosuje się czwórkę. Dziewczyny, skołujcie nam jakieś przebrania.
- Przecież w hotelu jest wypożyczalnia kostiumów! - Lena doznała nagłego oświecenia. - Zośka, chodź!
- Ale beze mnie nie wyjdziecie! - Zofia Nawałka pogroziła piłkarzom pięścią. - Takiej draki nie przepuszczę!
- A na co ty nam? - zdziwił się Grześ.
- Na to, że może trzeba będzie z kimś pogadać - odparowała Zośka. - Chcesz się za jaja ściskać, żeby brzmieć jak kobieta?
- Nie, dziękuję - odparł cienko Krycha.
Dziewczyny popędziły na dół. Po kwadransie zadzwoniły, z informacją, że przebrania są gotowe. Kuba, który w naturalny sposób objął rolę przywódcy, uzgodnił, że piłkarskie komando, czyli on, Wasyl, Piszczu i Krycha, spotkają się z dziewczynami w hotelowej piwnicy.
Komando przekradło się na paluszkach, jak don Pedro de Pomidorre, do windy dla personelu i zjechało nią do piwnicy. Magazyn brudnej bielizny pościelowej i stołowej posłużył jako przebieralnia.
Przebrania, skombinowane przez Nawałkówny, składały się z czterech kwiaciastych kiec o rozmiarach namiotu cyrkowego i czterech dużych chust.
- Co to ma być? - zdziwił się Wasyl.
- Muzułmanki - odparła spokojnie Zośka. - Przebierzecie się za muzułmanki. Wkładaj kieckę!
Panowie posłusznie odziali się w suknie. Na Piszczku i Krychowiaku nowa odzież leżała całkiem nieźle, natomiast za Kubą ciągnęła się niczym tren nadmiarowa szmata, Wasylowi zaś kiecka kończyła się w połowie łydek. Druga, włochata i wytatuowana połowa radośnie wystawała.
- Kubulku, zamieńmy się, co? - zaproponował stoper.
Kuba obejrzał go krytycznie.
- Fakt, z tymi nogami nikt by cię za kobietę nie wziął - ocenił. - Nawet nawalony jak sołtysowa stodoła po żniwach.
Panowie zamienili się kreacjami, potem zaś dziewczyny zaczęły im motać na głowach chusty, tak, żeby zasłaniały włosy i twarze. Po chwili w magazynie stały cztery trudne do rozpoznania postacie, którym ze zwojów tkaniny na głowach widać było tylko oczy.
- Może być - oceniła łaskawie Zośka.
- Tylko pilnujcie, żeby któremu się ta szmata z twarzy nie obsunęła - pouczyła Lena. - Żaden z was na kobietę z gęby nie wygląda.
- Piszczu by jeszcze uszedł - mruknął Wasyl.
- On tak, ty Wasylku na pewno nie - pouczył Kuba. - Lena, leć do ojca i rób co chcesz, ale pilnuj, żeby nie sprawdził naszych pokojów. Panowie, idziemy.
Czteroosobowe komando plus Zośka wymknęło się otworem, którym zazwyczaj wyrzucano worki z brudami, prosto w ciemność nocy.
Podczas gdy grupa poszukiwawcza przeczesywała miasto, zguba bawiła się najlepsze w jednym z domków jednorodzinnych nieopodal hotelu.
- Obywatelu polej!- zakrzyknął ktoś po polsku do mocno wstawionego Peszkina. Ten z przyklejonym sztucznym wąsem a la Franciszek Józef, rozlał wódkę do kieliszków.
- Chłopassssyyyy moi pszyjasiele!Hiiik!- czknął potężnie. - Fsruszony jesssstem szszszeście mie tak pszzzzyjeli! Fiecie jaki odszufam smutek? - chlipnął jednemu z kibiców w rękaw.
- Sławomir nie pierdol. Jesteś legendą!
- Fiem! Ale mi pszykro!
- Czemu?- zapytał ktoś inny.
- Bo nie mam pszzyjaciół! I muszę być fiecznie tsześfy!
- Kurwa mać ciapate na nas idą!- zakrzyknął jeden z pijaczków.
Owszem w polu widzenia znalazły się cztery "kobiety" ubrane w hidżaby oraz piąta po cywilnemu.
- Peszkin ty moczymordo skończona!-odezwała się jedna z nich dość męskim głosem. - Gdzie się wałęsasz? Faken od zmysłów odchodzi!
- Pszyjasiele! Pszyszliście po mnie?- chlipnął obywatel Peszko poznając w muzułmankach swoich reprezentacyjnych kolegów.
- Ty Peszkin, popierasz muslimów? Toż to ciapate! - odezwał się jeden z Polaków.
- A w ryj za tych ciapatych chcesz rasistowska świnio?- zapytał wkurzony Krychowiak.
- Raaaatunku Allahy nas bijo!- jeden z pijckich przyjaciół Peszkina zabił na alarm.
- Bierzcie tę moczymordę i spadamy. - odezwał się w końcu Kuba.
Komando jak na komendę złapało rozczulonego Peszkina za ręce i nogi, czym prędzej opuszczając imprezkę zanim ktokolwiek się zorientuje.
Już za posesją Zośka wyciągnęła z przepastnej torby kiecę i chustę dla Peszkina i czym prędzej przebrali go za kobietę.
- Hihihihi isiemy na bal pszebierańców? - zachichotał Peszkin. - Bęsie zabafa!
- Kurwa i będzie się działo. - skomentował Wasyl. - Niech no cię tylko dorwie Faken.
Znieczulony zupełnie Peszkin został zaciągnięty do hotelu, przy czym o mało nie doszło do demaskacji, gdyż Wasylowi obsunęła się chusta z twarzy, akurat w momencie, gdy mijał ich jakiś biegacz.
Marcin pospiesznie odwrócił twarz i poprawił chustę, podczas gdy jego trzej koledzy trzymali Peszkę, a Zośka dyskretnie zatykała mu poprzez zasłonę gębę, bo koniecznie chciał śpiewać "Hej sokoły".
- Ja ci, kurwa, dam sokoły - mruknął Kuba. - Kto to widział biegać o tej porze?
- Powalony jakiś - mruknął Wasyl, już zamaskowany na nowo.
Piszczek nagle zachichotał.
- Już myślałem, że na nas antyterrorkę naślą - powiedział. - Wasyl, jakby on zobaczył twoją śliczną buźkę, zostalibyśmy na bank sklasyfikowani jako terroryści.
- Zamknij się i idziemy - zalecił poirytowany Marcin. Ostatecznie może nie dysponował urodą amanta, ale ileż można!
Przeszmuglowali Sławka przez zsyp na pranie, pozbyli się strojów, wyjechali na swoje piętro i triumfalnie poprowadzili Peszkina korytarzem.
- Panie trenerze, znaleźliśmy go! - ryknął Kuba.
- Jest Peszkin! - dołączył się Wasyl.
- Znalazł się! - zawtórowali Piszczu i Krycha.
Lena, która właśnie symulowała omdlenie na progu pokoju ojca, powstrzymując go od udania się do kwater piłkarzy, zerwała się błyskawicznie z wykładziny.
- Peszko się znalazł, słyszysz? - krzyknęła.
- O faken, gdzie, faken? - jęknął Nawałka.
- Wujku, w pralni był - doniosła Zośka, która pobiegła przodem. - Zagrzebał się w brudach i spał, musieli go przeoczyć za pierwszym razem, dopiero jak Krycha z Kubą, Wasylem i Piszczem tam poszli, to go znaleźli!
- Faken, jak to, faken, dobrze - trener nie posiadał się ze szczęścia. - To moge iść, faken, spać.
- Faken możesz - zgodziła się Lena.
Następnego dnia rano Peszkin wyglądał jak prawdziwy Nosferatu, blady i z podkrążonymi oczami. W ramach kary i pokuty został skierowany do doktora, który zaaplikował mu bolesne dosyć zastrzyki z witaminy C. Na stołówkę przyczłapał masując pośladek, na krześle zaś usiadł zaczepiając się na samym brzeżku.
- Musi być zły biomet - oznajmił, nalewając sobie kawy. - Strasznie mnie łeb nawala.
- Biomet, ja pierdolę - Wasyl złożył głowę na obrusie.
- Ciebie też boli? - zatroskał się Sławuś. - O, Fabian, podaj mi kurasanta.
- Co proszę? - Fabian jakby zbaraniał.
- No kurasanta! - zażądał Sławomir i wskazał palcem koszyk z pieczywem. - O!
- On chce croissanta - wyjaśnił Glik, rżąc jak młoda kobyła. - Te, a ty możesz jeść gluten? Myślałem, że jesteś na diecie Lewej.
- O kurwa, faktycznie - stropił się Peszkin. - To daj mi te pełnoziarniste wióry. Ej, a gdzie jest Krycha?
Krychowiak stał na środku hotelowego lobby jak słup soli, z zastygłym na twarzy wyrazem zgrozy. Przy recepcyjnym kontuarze leżał bowiem stos walizek wysoki jak piramida Cheopsa, obok piramidy zaś stała Celia we własnej osobie.
- Witaj kotku - rzekła zalotnie po francusku. - Tęskniłeś?
- O kurwa - odparł Grzesio najczystszą polszczyzną.
_________________________________________________________
Witajcie!
Przybywamy z nowym rozdziałem, pomimo tego iż wczoraj miałyśmy szczery zamiar pierdolnąć tym wszystkim. Ale w końcu sytuacja się rozwiązała, dziewczę nas przeprosiło i skasowało plagiat. Dalej odczuwamy ogromny niesmak z tego powodu i zastanawiamy się po cholerę ktoś kradnie cudze opowiadania? Dziewczyna przyznała się, że z chęci zdobycia czytelników i uznania. Jak można mieć satysfakcję skoro ci czytelnicy oceniają nie jej pracę? Nie wiemy. Dodatkowym ciosem było wypaczenie wątku Krychy i uwikłanie go w homoromans ze Szczęsnym. Nie żebyśmy miały coś do gejów, znamy cudowne i kochające się pary, no ale ludzie kochani!
No nic nie będziemy dalej się rozwijać. Jest nam przykro i mamy nadzieję, że inne nasze opowiadanie nie krążą radośnie po sieci.
Na koniec jeszcze malutkie Ogłoszenia Parafialne.
Publikujemy nasze opko naWattpadFiolkaMartina jest tam także nasze nowe opowiadanie "Odbicie". Nie jest związane z futbolem ani sportem ale zachęcamy do zapoznania się.
Pozdrawiamy serdecznie Fiolka&Martina :)
czwartek, 14 lipca 2016
UWAGA OSZUSTKA!
Drogie Czytelniczki!
Jesteśmy zmuszone zawiesić nasze opowiadanie, gdyż właśnie dostałyśmy link iż pewna osoba(której znamy personalia) bezczelnie kopiuje nasze opowiadanie i wkleja na wattpada jako własne. Gdyby to była luźna inspiracja to jeszcze byśmy to jakoś przełknęły, ale ta oszustka bezczelnie przepisuje całe zdania, zmienia tylko bohaterów romansów a Krychowiaka zamiast z Zośką Nawałkówną spiknęła z Wojtkiem Szczęsnym.
Nie będziemy tolerować takiego chamstwa!
http://my.w.tt/UiNb/Uu0zUbMy0u tutaj macie link można porównać, kto nie wierzy!
Pozdrawiamy Fiolka &Martina
Jesteśmy zmuszone zawiesić nasze opowiadanie, gdyż właśnie dostałyśmy link iż pewna osoba(której znamy personalia) bezczelnie kopiuje nasze opowiadanie i wkleja na wattpada jako własne. Gdyby to była luźna inspiracja to jeszcze byśmy to jakoś przełknęły, ale ta oszustka bezczelnie przepisuje całe zdania, zmienia tylko bohaterów romansów a Krychowiaka zamiast z Zośką Nawałkówną spiknęła z Wojtkiem Szczęsnym.
Nie będziemy tolerować takiego chamstwa!
http://my.w.tt/UiNb/Uu0zUbMy0u tutaj macie link można porównać, kto nie wierzy!
Pozdrawiamy Fiolka &Martina
środa, 6 lipca 2016
Ogłoszenie Parafialne!
Witajcie!
Mamy do Was ogromną prośbę, która pomoże zarówno autorkom jak i czytelniczkom blogów sportowych. Ale do rzeczy!
Razem z Martiną stworzyłyśmy stronkę na facebooku na której będziemy reklamować opowiadania o tematyce sportowej. Wiemy, że są takie nastawione na siatkówkę ale typowo piłkarskich nie ma. Nie chciałybyśmy jednak ograniczać się tylko do sfery futbolowej i dać szansę opowiadaniom z innych dyscyplin. A prośba jest taka żebyście w miarę możliwości zrobiły nam małą reklamę i same lajkowały a także zgłaszały do nas swoje blogi.
Zapraszamy i liczymy na odzew! :D
Sportowe Opowieści - tutaj nas znajdziecie!
Fiolka&Martina :)
poniedziałek, 4 lipca 2016
Rozdział VI- A co tu się, faken, dzieje?
We wtorkowe przedpołudnie cała ekipa z La Baule przetransportowała się do stolicy, gdzie w podparyskim St Denis mieli rozegrać mecz z Niemcami. We wtorek Adam zrobił tylko jeden krótki trening a potem wszyscy dostali trochę wolnego żeby odetchnąć.
Zośka przez cały dzień chodziła dziwnie poddenerwowana mnąć w ręce kopertę z tajemniczą zawartością.
Krycha wkroczył do jej i Leny pokoju cały w skowronkach.
- Słuchaj chyba przechodzę do PSG! - krzyknął na cały regulator. - Wracam do Francji!
Siostrzenica Fakena spojrzała na niego nieobecnym wzrokiem.
- A to my nie jesteśmy we Francji?- zapytała głupio.
Grzesiek chrząknął i potrząsnął nią lekko.
- Zocha! Halo! Coś ty dzisiaj taka nieobecna? Może pójdziemy na Champs-Élysées na kawę i croissanta? - zagaił. - Dobrze by nam to zrobiło a potem posnujemy się koło Wieży Eiffla?
- Masz czas? - zapytała.
- Przecież dzisiaj mieliśmy tylko jeden trening. - zdziwił się. - Kuba i Piszczu pojechali na konferencję z twoim wujkiem a my mamy wolne popołudnie.
- Zgoda. Tylko zmienię ubranie bo nie chcę skompromitować takiego fashionisty powyciąganym podkoszulkiem i spodniami dresowymi. - zakpiła patrząc na idealnie wyprasowane szare spodnie i koszulę od Yves Saint Laurent na Krychowiaku.
- Jak dla mnie mogłabyś mieć nawet wór pokutny. - odpowiedział jej z uśmiechem. - Jesteś moją kumpelką.
- Pewnie. - mruknęła już z łazienki przylegającej do pokoju. - Ale nawet kumpelka nie chce wyglądać przy tobie jak uboga krewna.
Gdy w końcu Zośka wyłoniła się z łazienki miała na sobie granatowy, zwiewny kombinezon z krótkim rękawem i długimi, szerokimi nogawkami w czerwone maki. Na nogach zaś płaskie, złote sandałki z klamerkami wysadzanymi kryształami svarowskiego. Był to prezent na dwudzieste szóste urodziny od ciotki Katarzyny - która była Zośki matką chrzestną.
Nawałkówna nie wnikała ile cioteczka musiała na nie wydać, ale z wujkiem Adamem biedy nie klepali i lubili modę.
- U la la!- zagwizdał Krycha. - Wyglądasz jak prawdziwa Paryżanka!
- Pewnie w kombinezonie z sieciówkowej przeceny. - machnęła ręką. - Oby tylko nie zobaczyły nas jakieś paparuchy bo ci powiedzą: "Zamienił stryjek siekierkę na kijek".
- A niech sobie mówią. Wolę kijek od tej tempej siekierki co leci tylko na markowe szmatki. - odpowiedział z godnością. - A kumpli nie ocenia się po ubiorze! Poza tym wyglądasz cudownie. Chodźmy już bo długi spacer przed nami.
I ruszyli monumentalną La Voi Triomphale przez aleję Jardin de Tuileriez, przez plac de la Concorde, Polami Elizejskimi prosto pod Łuk Triumfalny. Po drodze napili się wyśmienijej kawy, rezygnując z croissantów ale za to racząc się pokaźną porcją lodów.
Grzesiek okazał się świetnie zaznajomiony z historią i żywo opowiadał o wszystkich napotkanych budowlach i ulicach.
Finiszem spaceru było wjechanie na Wieżę Eiffla gdzie setki zakochanych wyznawało sobie miłość.
- Wiesz że Eiffel skonstruował też podstawę Statuy Wolności? W końcu była ona prezentem Francuzów dla Amerykanów w setną rocznicę niepodległości.
- Nie wiedziałam, ale dzięki za wyjaśnienie. - posłała mu szeroki uśmiech. - Minąłeś się z powołaniem. Powinieneś być historykiem.
- Chyba bardziej wolę kopać w piłkę. Za kasę z tego zarobioną mogę podziwiać to i inne piękne miejsca.
- Piękny widok. - rzekła uradowana Zośka patrząc na słońce kładące ostatnie promienie słońca nad horyzontem.
- Widziałem go setki razy, ale dzisiaj wydaje mi się jakiś taki piękniejszy? Sam nie wiem. - zamyślił się. - Planowałem oświadczyć się tutaj Celii.
Zośka słysząc w jego głosie nutę bólu położyła mu rękę na ramieniu. Grzesiek przykrył ją swoją a Nawałkówna pierwszy raz poczuła wewnątrz siebie coś dziwnego. Coś co emanowało z dłoni Krychowiaka i dziwnie umiejscowiło się wewnątrz niej.
- Ból kiedyś minie. - powiedziała pocieszająco. - A przynajmniej wiesz jakiego pokroju jest to kobieta. Taki facet jak ty zasługuje na kogoś lepszego!
- Kogoś takiego jak ty?- zapytał momentalnie.
Zośka spłonęła rumieńcem. Ona i Krychowiak? To jak książę i Kopciuszek albo ksiażę i żaba, chociaż wolałaby jakiegoś motyla.
- No może nie do końca takiego jak ja. - próbowała zażartować. - Wiesz jaki ja mam stosunek do życia w przepychu. Jakby to wyglądało piękny i elegancki piłkarz i doktorantka zajmująca się owadami. Pewnie zrobiliby nam zdjęcia z jakimiś głupimi podpisami. Krychowiak i owadziara.
- Przestań. - Krycha parsknął śmiechem. - Przez ciebie będę miał boleści brzucha!
- Powinieneś! Bo sam prowokujesz takie rozmowy. A teraz chodźmy na dół bo wujek nie toleruje spóźnień na kolację. Wiesz że ma manię bycia w grupie, chociaż nie wiem dlaczego ja i Lena musimy się temu podporządkować?
- Bo jesteście naszą ekipą!- rzekł Grzesiek.
Ich powrót nie umknął gronu spiskowców, poszerzonemu o Fabiana, jako znającego się na flirtach i romansowaniu. Gdy tylko wkroczyli do stołówki, Kubie rozszerzyły się z wrażenia oczy. Rąbnął natychmiast w plecy siedzącego obok Wasyla, z takim impetem, że kawa, którą Marcin właśnie niósł do ust, wychlupnęła z filiżanki wprost na jego ukochaną koszulkę z Tysonem.
- Eeeeeeej! Tylko nie w Mike'a! - zaprotestował gromko.
- Ty patrz na nich, no! - zażądał Błaszczu. - Świecą jak reaktor w Czarnobylu!
Fabian przytwierdził skinieniem głowy, Marcin zaś wytrzeszczył oczy, najpierw na Zośkę z Krychą, potem na Kubę.
- Kubuś, słońce ci za bardzo nie przygrzało na treningu? O czym ty gadasz?
- No nie widzisz? - Kuba był bliski załamania. - Wasyl, weź idź do Jaroszewskiego, niech ci coś na oczy zapisze, bo ty chyba ślepy jesteś!
Stoper dalej nie ogarniał.
- Dobra, ale o co chodzi? Co świeci, jaki reaktor?
Fabian prychnął śmiechem.
- Kubie chodzi o to, że od nich blask bije - objaśnił. - Rozumiesz, coś zaszło na spacerku między nimi. Romanse, niuanse i te sprawy.
- Jakie sprawy? - Grosik opadł na krzesło po drugiej stronie stołu. - Wasyl, co ty masz na klacie za ordery?
- Tajemnica - odparli jednogłośnie Kuba i Marcin.
Groszu zbaraniał.
- Nie łapię, chłopaki, czemu plamy mają być tajemnicą?
Coraz bardziej ubawiony Fabiański znowu posłużył za tłumacza.
- Sprawy są tajemnicą i w ogóle nie pytaj - rzekł. - A plamy są z kawy, Wasyl miał mały wypadek.
- Wypadek? - zaprotestował stoper z goryczą. - To Błaszczu się niezdrowo podjarał! I co ja teraz zrobię?
Ogarnął żałosnym spojrzeniem zalane kawą oblicze Żelaznego Mike'a.
- Spierze się - rzekł promienny Grzegorz, siadając koło Kuby. - Marcinku, dam ci taki odplamiacz, że motyl nie siada! Znaczy mucha!
- Marcinku, no no no! - zachichotał Mąka z dalszych rejonów stołu. - A coś ty taki radosny?
- A tak sobie - odparł Grzesiu, przysuwając sobie półmisek z medalionami cielęcymi, właśnie przyniesiony przez kelnera. - Życie jest piękne, po prostu. Komu cielęcinki, panowie?
Spiskowcy wymienili spojrzenia. Wszystko przebiegało po ich myśli.
Tymczasem Faken łypnął na swoją bratanicę zza szkieł eleganckich okularów.
- Kaśka, faken co Zofia robi z Krychowiakiem?- zapytał swojej małżonki.
- Byli na spacerze. Grzesiu mieszkał we Francji to ją oprowadził po Paryżu, ty byś też mógł się oderwać chociaż na chwilę od strategii i zabrać mnie pod Wieżę Eiffla.
Nawałka spojrzał na swoją Kaśkę i nagle się rozczulił. Są ze sobą już od czterdziestu lat a nadal gdy na nią patrzy to serce ma mu ochotę zatańczyć kankana. Jak w latach siedemdziesiątych kobitki za nim latały, nawet Kubanki na zjeździe młodzieży socjalistycznej w Hawanie. Pamiętał jak Rodowiczka wysyłała mu perfumowane liściki, chciała z nim galopować konno nad brzegiem morza a on pragnął tylko wrócić do Kaśki.
To były czasy!
- Zabiorę cię kochanie. - ucałował dłoń małżonki. - Za godzinę zapraszam cię na spacer nad Sekwaną.
Po kolacji część kadrowiczów udała się oglądać mecz, inni zaś odpocząć albo pobyć z rodzinami.
Jędza z Wiśnią nudzili się niemiłosiernie więc postanowili pomęczyć trochę Michała Pazdana.
- Łombadira dira za oknami noc, czego chcesz dziewczyno ja wiem! - ryczał Artur.
- Pazdana!- dodał Łukasz. - Pirania wyłaź z pokoju chcemy cię zobaczyć!
Rozanielony Pazduś wyszedł z pokoju a jego idealnie ogolona łysinka zalśniła w świetle lampy niczym księżyc w pełni.
- Co tam urwisy?- zapytał.
- Nudzi nam się. - jęknął Jędza.
- Jak wam się nudzi to się pobawcie cyckiem. - odpowiedział mu Pazdan. - Nie mam czasu na wasze smęty rozmawiam z małżonką przez skype'a.
- No ja wiem!- zarżał Wiśnia. - Ja wiem jak on rozmawiam. - poruszył brwiami.
- E to ja się chyba też domyślam. -Jędza w lot pojął o co chodzi redaktorkowi. - To dobranoc Pazdanku. Kolorowych snów!
- Dobranoc chłopaki.- Pazdi czym prędzej czmychnął do swojego pokoju.
Znudzeni maruderzy poszli więc dręczyć kogoś innego. Pech chciał że obaj wbili się do pokoju Kuby w którym siedział również Fabian, Wasyl, Krycha i Piszczu. Grali w ulubione kubulkowe kości. Błaszczu promieniał gdyż za każdym razem udawało mu się ogrywać kolegów.
- Możemy wbić?- zapytał Jędza.
- Pewnie. Zagracie z nami. - odpowiedział gospodarz pokoju.
W tym momencie w pomieszczeniu rozległo się pukanie a stojący najbliżej drzwi Wiśnia otworzył je. Na progu stała pokojówka trzymając w ręku kopertę wielkości kartki A4 całą w poodbijane czerwone usta.
- To dla pana Blaszisikoskiego. - powiedziała kalecząc nazwisko Kuby.
- To ja.- Błaszczu odebrał kopertę a do jego nozdrzy doleciał ciężki zapach perfum.
- To Chanel no 5. - odpowiedział Krycha ze znawstwem. - One tak capią!
- Moja żona kiedyś jak się przebrała za Marylin Monroe to się tym wypachniła. Do dzisiaj ma zakaz używania chanel! - Wasyl zmarszczył nos.
- Kuba otwórz tę kopertę. - Fabian ponaglił kolegę.
Błaszczykowski niewiele się namyślając rozerwał papier wysypując na rękę zawartość koperty. A były nią różowe stringi a właściwie trzy sznurki wysadzane kamyczkami w kształcie serduszek.
Wiśnia w duchu pomodlił się do bóstwa opatrzności, które pchnęło go dzisiaj do pokoju Błaszczykowskiego.
- Co to do cholery jest?- Kuba złapał stringi w dwa palce podnosząc na wysokość oczu.
- Majtek nie widziałeś?- zarżał Jędza. - Ta twoja Agatka to wie jak rozpalić męską wyobraźnię.
- Agata nie nosi takich sznurków i nie perfumuje się odświeżaczem do klozetu. - Kuba wyrzucił majtki na kanapę.
- Ach, Kubulku musisz mieć jakaś wielbicielkę. - Fabian zabawnie poruszuł brwiami.
- A to nie czasem od tej nowej miss euro z suwakiem co cię molestowała na treningu?- zapytał dociekliwe Wasyl.
- Sprawdź czy jest coś w środku koperty. - sugerował Piszczu.
W kopercie oprócz majtek był także krótki liścik nagryzmolony na kolanie.
" Kubulku płonę na myśl o tobie tak, że musiałam ściągnąć majtki. Czekam na ciebie tylko z kilkoma kroplami Chanel no 5 na sobie! "
- U la la...- wyrwało się Grzesiowi. - Laska na ma ciebie tarło.
- Ale ja na nią nie mam!- wzdrygnął się Błaszczykowski. - Agata jak się dowie to mnie zabije!- jęknął.
- Wiśnia tego nie puści. - Wasyl spojrzał na redaktora wzrokiem seryjnego mordercy. - Prawda Łukaszku?
- Ależ oczywiście że nie puszczę!- rzekł uroczyście Wiśniowski.
- No to nie drżyj Kubulku bo wiedza o afekcie owej pani do ciebie nie opuści tego pokoju. - rzekł stoper.- Prawda chłopaki?
- Oczywiście!- rzekli unisono.
Pech chciał że pokojówka wychodząc nie domknęła drzwi a pod nimi niczym don Pedro zaczaił się Lewy.
Już on znajdzie sposób żeby afekt owej pani trafił jednak do Agaty. A wtedy małżonka zrobi mu jesień średniowiecza!
Brakowało tylko żeby napastnik zrobił: Sesesesese - jak Bobek z Muminków.
Po niedługim czasie Łukasz wymknął się z pokoju Kuby, co odnotował zawsze czujny Wasyl. Stoper zachował jednak swoją obserwację wyłącznie dla siebie, domyślając się dokąd to pomaszerował jego przyjaciel.
Romantyczny spacer udał się państwu Nawałkom niezmiernie. Paryż nocą był przepiękny, wino, w jednej z ulicznych knajpek wyborne, a w Adamie krew grała tak, jakby był co najmniej o dwie, jeśli nie o trzy dekady młodszy. Przez chwilę nawet całowali się jak para licealistów w krzakach jaśminu, aż wreszcie Katarzyna wyrwała się z objęć rozpłomienionego męża i przypomniała mu, że powinien się wyspać.
Wrócili zatem do hotelu. Trener puścił małżonkę przodem do pokoju, postanawiając jeszcze dokonać małej inspekcji w skrzydle zajmowanym przez zawodników. Wprawdzie wiedział, że jego piłkarze to dwustuprocentowi profesjonaliści, ale wiadomo, pańskie oko konia tuczy, a strzeżonego pan Bóg strzeże.
Korytarz był cichy i pusty. Zza żadnych drzwi nie dobiegały imprezowe hałasy, Wasyl nie śpiewał, tylko chrapał, "Oczy zielone" nie grzmiały, cisza, spokój, dokładnie tak, jak życzył sobie Nawałka.
Poszedł jeszcze pod drzwi pokoju Boruca, posłuchał z uwagą, potem zaś powtórzył tę samą operację pod kwaterą Sławka Peszki. W obu pokojach panowała cisza, zmącona tylko posapywaniem Boruca i mamrotaniem Peszkina.
-...polej, no... usycham - mamrotał Sławomir.
Uspokojony Nawałka był gotów już iść do własnego lokum, gdy wtem owionął go chłodny podmuch. Ciągnęło od uchylonych drzwi balkonowych na końcu korytarza. Skrupulatny Faken poszedł sprawdzić czemu są otwarte, a potem je oczywiście zamknąć, ale gdy położył rękę na klamce, na moment zamarł, osłupiały.
Otóż na balkonie znajdowały się dwie osoby. Jedną z tych osób była jego własna córka, Lena, którą rozpoznał bez najmniejszych problemów. Drugiej osoby zrazu Nawałka nie poznał, dostrzegł tylko, że to mężczyzna i że jego latorośl tonie w objęciach tego mężczyzny, nader namiętnie się z nim całując.
Nagły przypływ instynktu rodzicielskiego odblokował trenera.
- A co tu się, faken, dzieje? - huknął, wkraczając na balkon.
Młodzi odskoczyli od siebie jak oparzeni, a zdumiony Adam rozpoznał w amancie własnego zawodnika, Łukasza Piszczka.
- Tato, ja ci to zaraz wyjaśnię! - zaczęła Lena.
- Panie trenerze ja... - zaczął Piszczu.
- No co ty, Piszczu, faken? - zdenerwował się Nawałka. - No co ty? Co się obściskujesz z moją, faken, córką, jak gimbaza po balkonie? Wiesz która godzina?
- Tato! - zaprotestowała Lena. - Ja jestem dorosła!
- Ale on ma jutro poważny mecz! - zagrzmiał jej ojciec. - Ma się wyspać, a ty go ciągasz po ciemnych kątach! A z tobą, Łukasz to ja jeszcze pogadam, uwodzicielu jeden!
- Panie trenerze, ja mam wyłącznie jak najpoważniejsze zamiary względem Leny - oznajmił Piszczu z całą stanowczością. - Nigdy bym się nie poważył jej skrzywdzić!
Słysząc jego deklarację Lena się zarumieniła z radości, czego nikt w ciemnościach nie zauważył. Nawałka jednak nie dał się przekonać oświadczeniu Łukasza.
- Poważne, faken? - grzmiał dalej. - Poważne? A kto to widział, faken, się po ciemku obłapiać, co?
- Panie trenerze, jak rany, nigdy pan młody nie był?- zaspany głos z korytarza wciął się nagle w perorę trenera. W progu stał rozczochrany Wasyl, odziany tylko w portki od dresu i demonstrujący światu muskularną, kosmatą i wytatuowaną pierś. - Żony pan nigdy nie całował?
Nawałka nieco się stropił.
- No całowałem, nawet dzisiaj w krza... - urwał, jakby się ugryzł w język. - Co ty mnie tu kołujesz, faken?
Marcin uniósł w górę prawą dłoń.
- Ja pana nie kołuję, ja tylko mówię, że Łukasz nie jest żaden dżolero, to porządny chłopak. A że się zakochali - uśmiechnął się do spłoszonej pary. - No ludzka rzecz, panie trenerze!
- Ale dlaczego w mojej córce? - zaprotestował Adam.
- Bo to wyjątkowa kobieta - wyjaśnił Piszczu.
Nawałka wciąż był nieufny.
- Panie trenerze, wyspać się trzeba - negocjował Wasyl. - Za Piszcza ja ręczę, a jakby co, to udusi go pan po Euro.
- Dlaczego po Euro? - zapytał skołowany nieco Faken.
- Bo teraz go potrzebujemy - wyjaśnił Wasyl. - Jeden z najlepszych prawych obrońców w Europie, jak go pan udusi to co pan zrobi, mnie pan na prawą wstawi?
Nawałka spojrzał na niego i jakby się wzdrygnął.
- Masz rację - stwierdził. - Zjeżdżajcie spać. Wszyscy.
______________________________________________________
Witajcie!
No niestety nie udało się z Portugalią, ale i tak jesteśmy ogromnie dumne z chłopaków. Zwłaszcza z Kuby!
A Wam życzymy miłego czytania! :) Czujemy że po Euro będzie wysyp opek o naszych orłach :D
Pozdrawiamy Fiolka&Martina :)
poniedziałek, 27 czerwca 2016
Rozdział V- Będziemy musieli wbić atropinkę w ciało jamiste Arcziego
Grzesiu, zgodnie z zaleceniem przyjaciół i Zośki, udał się do psychologa, któremu zwierzył się ze stresu wywołanego odejściem Celii, jednakże ukrywając skrzętnie swoją niedoszłą próbę samobójczą. Psycholog przejął się tematem, przystąpił do energicznej terapii i z pomocą chłopaków z drużyny, a przede wszystkim bratanicy trenera, postawił Krychę na nogi w rekordowym czasie. Przejęta bowiem niedolą Grzegorza Zośka została jego najlepszą kumpelką, służącą zawsze radą, rozmową i wsparciem. Rozmiary kumpelskości w tym układzie niepokoiły trochę dwóch konspiratorów.
- Ty, ja tego nie czaję - rzekł pewnego wieczoru Wasyl, w trakcie rozgrywanej z Kubą partyjki bilarda. - Teraz tacy kumple, płeć dla nich nie istnieje, a na początku zgrupowania Grzechu mi w rękaw płakał, że mu do niej stanął, a on myślał, że to facet.
Przygotowujący się do strzału Kuba najpierw zarył kijem w stół, potem zaś zarżał radośnie.
- Poważnie? - zapytał, ubawiony.
- Poważnie - odparł stoper. - Kubulku, my ich musimy jakoś zromantyzować!
Błaszczu westchnął.
- Wasylku, jak? - odparł. - Z nas obu tacy romantycy i uwodziciele jak z Grosika Miss Euro.
Marcin chciał zaprotestować, ale przed oczyma stanęły mu jego własne wtopy w tej dziedzinie, potem zaś przypomniał sobie jak to Kuba, uraczony przez żonę romantyczną kolacją przy świecach, zażądał zapalenia światła, bo nie widzi co je. Zasępił się zatem i zamyślił głęboko.
- No to co robimy? - zapytał. - Bo jakoś trzeba go uodpornić na Celię. Klin klinem.
- W składziku mamy ich zatrzasnąć? - mruknął Kuba.
- Nie byłby to najgorszy pomysł - odmruknął Wasyl. - Ale cała ekipa się zaraz zleci i będą sobie robić heheszki pod drzwiami.
- No właśnie - Kuba wpyknął kilka kul do łuz. - Potrzebujemy porady fachowca.
- Do kogo by tu najlepiej... - zadumał się Marcin.
Następnego dnia wciąż nie potrafili się zdecydować, kto owym fachowcem powinien zostać, a na naradę czasu nie było, bo przecież trenowali.
Po południu odbył się trening otwarty, z udziałem kibiców. Zagrali minigierkę, Pazdan oślepiał łysiną, Krycha zaś brylował w środku pola i Marcin miał nadzieję, że to brylowanie ma chociaż odrobinę związku z obecnością na trybunach Zośki. Jak natchniony grał również Piszczu, a bystrym oczom jego rozspiskowanych przyjaciół nie uszedł fakt, że Łukasz od czasu do czasu rzucał oczkiem w kierunku złocącej się w słońcu głowy Leny.
Po treningu nadszedł czas na autografy i zdjęcia z fanami. Kuba jak zwykle wykazywał się anielską cierpliwością, podpisując wszystkie wyciągnięte w jego stronę karteluszki i pozując do niezliczonych fotek. Składał właśnie kolejny podpis, w notesiku jakiejś dziewczynki, gdy podeszła do niego szatynka, odziana w reprezentacyjną koszulkę i nader obcisłe spodnie w kolorze różowym. Spodnie owe posiadały cechę szczególną, mianowicie suwak, ciągnący się od samego pasa, przez krocze, pośladki, aż do pleców.
- Czy mogę zrobić sobie z tobą zdjęcie?- zapytała patrząc w stronę pomocnika uwodzicielsko.
Kuba spojrzał na nią zdziwiony.
- Ze mną?- zapytał zbaraniały.
Brunetka ułożyła napompowane kolagenem usta w ciup, wyglądając przy tym jak karp.
- Oczywiście że z tobą kochany!- odrzekła zniżając uwodzicielsko głos.
- Proszę. - rzekł uprzejmie Kuba, na co kobieta przysunęła się do niego wciskając swoje krągłości w jego bok. Jej dłoń zjechała mu na tyłek bezczelnie go macając. Skonfundowany Błaszczykowski szybko się odsunął, podziękował i zwyczajnie uciekł.
- Do zobaczenia w Nicei!- posłała mu buziaka w powietrzu.
Będący wszędzie Wiśnia skrzętnie nagrał całe zajście ciesząc się w duchu z takiego materiału.
Ostatecznie nagranie nie zostało wyemitowane a kadra wyleciała do Nicei by tam nad słynnym Lazurowym Wybrzeżu rozegrać swój pierwszy mecz.
Polscy kibice w kraju i na świecie a także ci będący na Stade de Nice wstrzymywali oddechy w oczekiwaniu. Okazji do gola było kilka, ale jeśli ktoś myślał że Północni Irysi będą łatwym przeciwnikiem ten srogo się zawiódł.
Wasyl siedzący na ławce rezerwowych koło Fabiana i Kuby Wawrzyniaka prawie rozwalił krzesełko. Miotał się przeklinał i byłby wleciał na boisko, gdyby nie piorunujący wzrok Fakena.
Nawałka ostoja spokoju wierzył w chłopaków i gdy w 52 minucie po pięknym podaniu Kuby - Arek Milik władował piłkę do siatki, cała Nicea eksplodowała.
Eksplodowały również wszystkie okoliczne bary a także wszystkie te gdzie przebywali Polacy.
Ostatecznie na golu Arka się skończyło i Polska wygrała zaliczyła pierwsze zwycięstwo.
Następnego dnia wszyscy obudzili się w dobrych nastrojach tym bardziej że sztab zarządził dzień wolny.
Piszczu był w szampańskim humorze szykując się na spacer nad brzegiem Atlantyku z Leną.
- O jakże mi serduszko drży...jak słabo, słabo, słabo miiii...- zaśpiewał rzewnie.
Nie słyszał jednak, że w pogotowiu za drzwiami stał Wiśnia lekko je uchylając a oko jego kamery uchwyciło Piszcza układającego falę przed lustrem.
- I widać nasi reprezentanci w humorach, miłość ich niesie. - powiedział konspiracyjnie i wycofał się zanim Piszczu zdążył go zauważyć.
Tymczasem Lena Nawałka przebrana w zwiewną sukienkę i sandały zmierzała do hotelowego lobby, gdzie umówiła się z Łukaszem.
Zadowolona z tego że ojciec nic nie wie o znajomości jej i obrońcy myślała o dniu jaki spędzi z Piszczkiem.
Tymczasem przechodząc obok jednego z pokojów doszło ją wołanie zza uchylonych drzwi.
- Pomocy! - syknął ktoś z bólem w głosie. - Wejdź tu i zamknij drzwi. - odezwało się.
Lena weszła do środka a widok jaki ujrzała wmurował ją w podłogę.
Jej niedawny "uwodziciel" leżał na kanapie za kobietą w dość jednoznacznej pozie, tym bardziej że oboje nie mieli na sobie dolnych ubrań.
- Jaja sobie robisz?!- zapytała wkurzona Lena gdy odblokowało jej mowę.
- Nie! -ryknął Artur Boruc. - Wezwij doktorka tylko nic nikomu nie mów!
Kobieta przed Borucem skrzywiła się niemiłosiernie.
- Co potrzebujecie kogoś do trójkąta?- zakpiła Nawałkówna.
- Kobieto zakleszczyliśmy się! - wysapał Arczi. - Nie mogę z niej wyjść!
- O kurwa...- wyrwało się zazwyczaj kulturalnej Lenie. - Poczekajcie zaraz wracam.
Czym prędzej odnalazła doktora Jaroszewskiego w żołnierskich słowach wyjaśniając mu o co chodzi.
- Pukał pokojówkę?- zapytał ubawiony lekarz. - A no tak jego małżonka została z Anką - Lewego w Nicei.
- Może rozładowuje napięcie?- zapytała złośliwie Lena.
- Zapewne! - zarechotał Jaroszewski.
Na miejscu lekarz nie mógł powstrzymać się od złośliwości i po krótce wyjaśnił co musi zrobić.
Lena zakryła parkę prześcieradłem nie chcąc na to wszystko patrzeć.
- Podamy atropinę i kobitce się rozluźnią mięśnie. - powiedział ubawiony lekarz. - Powiesz jej to?
- Nie śmiej się! - zawył Boruc.
Francuzka zaczęła tłumaczyć że jest uczulona i absolutnie mo można jej kłóć.
- Co teraz?- zapytała córka Fakena.
- Będziemy musieli wbić atropinkę w ciało jamiste Arcziego. - wyzłośliwił się doktorek.
- W co?! - jęknął Boruc.
- W prącie, Arturku. W prącie! - rzekł Jaroszewski a płyn na końcu igły zalśnił niczym diament.
Artur wypuścił z siebie na jednym, długim wydechu imponującą serię bluzgów, z których żaden się nie powtarzał.
- Niezła wiązanka- rzekł z podziwem doktor, unosząc prześcieradło. - To nie będzie bolało...
- JAPIERDOOOOOOOOOOOOOOOLĘĘĘĘĘĘ! - gromki ryk wstrząsnął hotelem w posadach.
Niezawodny Wiśnia zmaterializował się jakąś chwilę później na progu pokoju Artura.
- Coś się stało? - zapytał przez zamknięte drzwi.
Boruc, purpurowy na twarzy, wyjrzał na korytarz.
- Nic takiego, wrzuciłem sobie telefon do kibla - wyjaśnił.
Wiśnia nie uwierzył, ale coś w spojrzeniu bramkarza mówiło mu, że lepiej nie drążyć tematu.
Ledwie Artur wrócił do pokoju ubrana już Francuzka wyrzuciła z siebie fontannę słów w ojczystym języku.
- Ona chce, żebyś jej zapłacił odszkodowanie - przetłumaczyła Lena, chichocząc. - Mówi, że jak nie zapłacisz, to powie wszystkim brukowcom, że byłeś kiepski w łóżku. I że ci nie staje.
Artur niemal zgranatowiał ze złości.
- Doktorku... - jęknął bezradnie.
- Arczi, ja tu jestem od przypadłości cielesnych, a nie prawnych - rzekł nie mniej ubawiony Jaroszewski. - Jako lekarz mogę ci jedynie poradzić, żebyś uważał gdzie wtykasz. No, na mnie już pora...
Z tymi słowy wyszedł.
Pokojówka chwyciła ze stołu przy kanapie kartkę i długopis, wypisała długaśny ciąg cyfr i wręczyła Borucowi, okraszając to kolejną długą wypowiedzią.
- To jest numer jej konta - tłumaczyła Lena. - Masz czas do końca tygodnia. bo jak nie to cały świat dowie się, że masz małego i nieprzydatnego.
- Powiedz jej, że zapłacę... - odparł ponuro Artur. - I niech już stąd spierdala. Siurek mnie boli.
- To ostatnie też mam przetłumaczyć? - zapytała niewinnie Lena.
Boruc spojrzał na nią wzrokiem zdecydowanie żałosnym.
Zakończywszy swój udział w żałosnym Borucgate, Nawałkówna pobiegła do hotelowego hallu, gdzie już czekał Łukasz.
- Przepraszam za spóźnienie - rzekła Lena, podchodząc do niego.
- Nic się nie stało - rzekł Piszczu z szerokim uśmiechem. - A właściwie to co się stało?
Uświadomił sobie co powiedział i oboje prychnęli śmiechem.
- To długa historia - odparła Lena. - Opowiem ci po drodze.
Piszczu słysząc o zakleszczeniu się Boruca z pokojówką i wbiciu igły w jego "ciało jamiste" nie mógł powstrzymać się od śmiechu.
Śmiał się tak głośno i długo, że wszystkie okoliczne mewy odfrunęły z przeraźliwym wrzaskiem a spacerowicze spoglądali na niego ze zdziwieniem.
Córka Nawałki i obrońca spacerowali tak wzdłuż wyludniającej się plaży do późnych godzin wieczornych. Jako że mieli zjeść kolację dopiero po 21 wcale się nie spieszyli.
Tymczasem zza krzaków oddzielających deptak od plaży wytoczyło się dwóch podchmielonych typków.
- O! Francois!- rzekł jeden z nich. - To ten obrońca z Polski Piszszczczek!
- Z dupą! - dodał drugi po francusku.
- Co oni bredzą?- zapytał Łukasz.
- Nic godnego uwagi. - odpowiedziała Lena. Głośno zaś dodała w ich ojczystym języku. - Spadajcie stąd!
- A sssso? Kochaś taki cwany! Je**y Polaczek, hydraulik! - począł się toczyć w stronę Łukasza.
Lena nie wytrzymała zamachnęła się i rąbnęła typka z półobrotu piętą wprost w splot słoneczny.
Opryszek zwalił się na piach bez tchu.
- Sacrebleau! - zawył drugi. - Zabiła mi kolegę. Kim ty kurwa jesteś Chuckiem Norrisem?!
- Nie kurwa Jackie Chanem! - odpowiedziała mu wtrącając polskie przekleństwo.
Łukasz stał i patrzył na to wszystko z podziwem.
- Trenowałaś taekwondo? - zapytał.
- Rozpoznałeś? - ucieszyła się Lena. - Wszyscy mylą z karate!
Obejrzała się na francuskich dresów.
Widząc, że dziewczyna na nich patrzy nieuszkodzony oprych złapał swojego jeszcze trochę przyduszonego kolegę wpół i powlókł pospiesznie w krzaki.
Pomaszerowali dalej, po plaży, na której złocistoczerwone blaski kładło zachodzące słońce. Fale oceanu mieniły się złotem w świetle słonecznym i głębokim szmaragdem w cieniu.
- To było epickie - rzekł Piszczu. - Jesteś po prostu cudowna!
Lena spłonęła wdzięcznym rumieńcem.
- Oj, no, nic takiego - odparła. - Nie chciałam, żebyś musiał się z nimi bić. Jeszcze by cię uszkodzili, a jesteś naszym najlepszym prawym obrońcą...
Teraz zarumienił się Łukasz.
- Naprawdę, to było coś dużego - rzekł, biorąc Lenę za rękę. Jego błękitne oczy świeciły nie gorzej niż gwiazdy na nocnym niebie. - I myślę, że powinienem ci bardzo podziękować...
Lena podniosła wzrok i utonęła w błękicie.
Miękkie i gorące wargi Piszcza dotknęły jej ust, delikatnie i z namysłem, by zaraz się wycofać, spłoszone dźwiękiem telefonu, wibrującego w kieszeni piłkarza.
Nawałkówna oparła czoło o pierś Łukasza. W tym samym momencie rozdzwoniła się także jej torebka.
- Pewnie nas wzywają na kolację - mruknął Piszczek, napawając się zapachem jej włosów.
- Wiesz co - Lena odmruczała prosto w jego pierś. - Myślę, że nic się nie stanie, jak się trochę spóźnimy.
- Mhm - odmruczał Piszczu. - Też tak sądzę.
Gdyby tylko Lena wiedziała, że na kolację szef kuchni serwował tego wieczoru kluski śląskie, ukochaną potrawę Łukasza, doceniłaby jego wręcz nadludzkie poświęcenie.
______________________________________________________________
Witajcie!
Aaaaaaaaaaaaaaaa! Mamy to mamy ćwierćfinał! Wybaczcie nam tak długą absencję, ale nie dało się skupić na pisaniu, gdy nasi zaszli już tak daleko.
Życzymy Wam miłego czytania!
Pozdrawiamy Fiolka&Martina! :)
Subskrybuj:
Posty (Atom)